Pełnym zdaniem o sztuce
W pierwszych latach swojego grania zaliczyliście występy na największych polskich festiwalach. Teraz gracie bardziej kameralne koncerty. Chcielibyście wrócić na dużą scenę?
Chcemy, ale nie do końca mamy na to wpływ. Festiwale rządzą się własnymi prawami. To prawda, zagraliśmy na wszystkich największych scenach wtedy, gdy był na nas czas. To, czy na te sceny wrócimy, w dużej mierze zależy od tego, jak nowa płyta zostanie przyjęta. Trzeba na to również spojrzeć z drugiej strony. Miarą sukcesu polskich artystów nie są występy festiwalowe. Weźmy zespół Myslovitz, który na Open’erze wystąpił w 2006 roku. Był to jeden z pierwszych Open’erów, jakie widziałem. To przykład zespołu o bardzo dużym znaczeniu i ugruntowanej pozycji, który nie gra często na festiwalach. Chociaż ja, chciałbym na te duże sceny wrócić. Tam jest serce promocji, gdzie można dotrzeć do fanów muzyki.
Nie kusiło Was nigdy, żeby pójść na skróty np. przez udział w jakimś talent show?
My chodziliśmy na skróty. Gdy graliśmy na tych dużych scenach – mam na myśli np. Top Trendy – liczyliśmy na to, że nam się to opłaci. Myślę, że są to już ostatnie kompromisy, na jakie możemy pójść, bo nie jesteśmy zespołem, który może ustawić się w kolejce dla debiutantów. Pojawienie się w Must Be The Music nie otworzy nam drzwi, które my potrzebujemy otworzyć – publiczności prawdziwie zainteresowanej muzyką. Nie odradzałbym nikomu wzięcia udziału w takim programie, ale dla nas jest już na to za późno.
Oczekujesz od swoich słuchaczy, że pójdą po płytę do Empiku czy zadawalające jest ściągniecie kilku piosenek z Internetu?
Ja nie do końca czegokolwiek oczekuję. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby ktoś kupił płytę i to na naszym koncercie. Bo to też oznacza, że na ten koncert przyszedł i po nim możemy z taką osobą porozmawiać, a dla mnie to ważna interakcja. Mam świadomość, że płyty funkcjonują teraz swobodnie w Internecie. To też jest dobre. Będę się bardzo cieszył, jeżeli na przykład okaże się, że nasz singiel, który ukaże się na początku roku, odniesie sukces na YouTubie. Ostatecznie i tak wydaje mi się, że fani kończą na koncercie.
Czemu zdecydowałeś się na prowadzenie bloga?
Nawet spróbowałem to jakoś wyjaśnić w pierwszym wpisie na blogu. Chociaż wydaje mi się, że blogi to myśl z lat 90. jest to świat, który dopiero odkrywam. W powszechny trend, z którym mamy teraz do czynienia i tak się nie wpisuje. Z mojej strony jest to chęć interakcji, wyjścia naprzeciw. Dla mnie największym walorem bloga jest sytuacja, w której napisany przeze mnie tekst o czymś, co sobie wymyślę jest punktem wyjścia do dalszej dyskusji z osobą, która np. słucha Kumka Olik i lubi moje teksty. Pisanie postów jest dla mnie wyjściem poza tą formę tekstów piosenek, którą zajmowałem się dotychczas.
W poście napisałeś, że blog pozwala pracować nad warsztatem. Zastanawiam się, jak to możliwe? Na co dzień piszę artykuły, ale nie wyobrażam sobie usiąść i napisać piosenkę.
Myślę, że miałabyś łatwiej. Przynajmniej od osoby, która nigdy nie zajmowała się projektowaniem czegoś od A do Z na kartce papieru. Piosenka to zapisanie swoich myśli. Ta moja forma na tyle podobna jest do pisania bloga, że wychodzę od pewnej idei i ubieram ją w jakiś określony sposób. Rzadko pozwalam sobie przelewać swobodny strumień myśli na papier, bo piosenki, które piszę, zwykle powstają na określony temat. Mobilizacja też jest podobna. Nie wisi nade mną żaden termin, zaczynam i kończę, kiedy chcę.
Ty zaprojektowałeś logo zespołu?
Tak. Ja zaprojektowałem, ale wykonał Dawid Rylski. Jest ono zrobione old school’ową metodą – Dawid rysował je ręcznie. Mam nadzieję, że widać w nim rękę człowieka.
Studiujesz na Uniwersytecie Artystycznym, zajmujesz się sztukami wizualnymi. Czy to, że zajmujesz się różnymi formami artystycznymi ma wpływ na to, co i jak robisz? Mam tu na myśli, czy np. twoje plastyczne uzdolnienia wpływają na pisane i komponowane przez ciebie piosenki lub na odwrót?
Coraz bardziej. Nie staram się nawiązywać w tym, co robię artystycznie do muzyki, ale jakoś tak mi to wychodzi. Moje działania plastyczne często wiążą się z zespołem. Poza tym, raczej nie szukamy grafika, bo mamy mnie. Lubię o naszym graniu myśleć jak o plakacie. Ze sceny wysyłamy sygnał i chcemy, aby został odebrany tak, jak go zaprojektowaliśmy. Podobnie jest z plakatem – jedyna różnica to język.
Współczesna sztuka wymaga interdyscyplinarności?
Ciekawe pytanie, na które chyba od początku twórczości wszyscy szukają odpowiedzi i nikt jej jeszcze nie znalazł. Nie wiem czy sztuka tego wymaga, ale wydaje mi się, że warto łączyć wiele dyscyplin twórczości. Staram się dotykać różnych dziedzin sztuki, co dla mnie jest jak „wyrażanie się pełnym zdaniem”. Dzięki temu, wyrabiam sobie swój własny język, który wciąż jest językiem dziecka. W Kumka Olik też wieloma rzeczami zajmujemy się sami. Oddawanie tego w cudze ręce mogłoby wiązać się z pewnym ryzykiem. Pracuję teraz nad wizualnym projektem do naszej muzyki, robię również okładkę. Myślę, że nasza samodzielność jest rozwijająca.
Rozmawiała Hanna Gajewska, fot. Mateusz Holak, Tomasz Lazar