Pełnym zdaniem o sztuce
Potrzeba rozwoju to jedna z głównych sił napędzających pracę artysty. Wypracowanie własnego języka wyrazu to często kręta droga prowadząca przez wiele dziedzin, gatunków i form twórczości. O nowej płycie zespołu Kumka Olik i tym, jak sztuki plastyczne rozwijają muzyka w rozmowie z Mateuszem Holakiem – wokalistą, gitarzystą i grafikiem.
Hanna Gajewska: W 2007 roku z zespołem Kumka Olik zaliczyliście bardzo dobry debiut. Co się od tego czasu zmieniło w Twoim życiu?
Mateusz Holak: Właściwie zmieniło się wszystko. Gdy debiutowaliśmy miałem 14 lat, byłem nastolatkiem. W sensie zawodowym zdecydowałem, że muzyka będzie tym, czym chcę się zajmować na stałe.
Wasze płyty się dość mocno od siebie różnią, to kwestia muzycznego dojrzewania zespołu?
Dojrzewanie to wniosek trafny, chociaż najprostszy. Ta różnorodność może wynikać z tego, że przy tworzeniu materiału na płytę, nigdy nie robimy sobie założeń i do wielu rzeczy podchodzimy spontanicznie. Staramy się kształtować ten zespół w oparciu o nasze przeczucie.
W recenzji Waszej trzeciej płyty – „Nowy koniec świata” dla Teraz Rock, Marek Świrkowicz napisał, że ma wrażenie, że cały czas nie wiecie, co chcecie grać. Moim zdaniem to, jak brzmi płyta, zależy od tego, w jakim miejscu znajduje się artysta, a poszukiwanie najlepszych dla siebie środków wyrazu przez młodych muzyków jest czymś naturalnym. A jak jest Twoim zdaniem? Wiecie, co chcecie grać?
Można powiedzieć, że nie wiemy, co chcemy grać, chociaż akurat „Nowy koniec świata” wydaje mi się zamkniętym i spójnym konceptem. Nie można powiedzieć, że robiliśmy go po omacku. Na ten album był taki, a nie inny pomysł. Z perspektywy dwóch lat uważam, że nie był to nasz najbardziej udany eksperyment. Kiedyś Lech Janerka podsumował, że dobra płyta to taka, na której można znaleźć, chociaż jedną dobrą piosenkę. Staram się też tak na to patrzeć. „Nowy koniec świata” zawiera całkiem zgrabny utwór nagrany z Wojciechem Waglewskim, który uważam za jedną z fajniejszych rzeczy, jakie udało nam się zrobić. Z drugiej strony wydajemy teraz czwartą płytę, która też będzie różnić się od pozostałych. W sztuce jest ciężko o fakty, więc do recenzji trzeba podchodzić z dystansem. To, co ktoś nazwie niekonsekwencją, druga osoba uzna za odwagę.
To co byś w tej płycie poprawił?
Chyba nic. Dokonując oceny z dzisiejszej pespektywy, potrafię sobie wyobrazić siebie sprzed dwóch lat, gdy bez wątpienia wierzyłem w ten koncept. Znajduję aspekty organizacyjne, których ewidentnie nie dopilnowaliśmy, i które pewnie chętnie bym poprawił, ale właściwie całe życie można byłoby tak sobie różne błędy wytykać. Na pewno z okładki nie jestem zadowolony. Miałem na nią duży wpływ, a czuję, że nie starczyło nam czasu i nie zdążyłem zamknąć jej tak, jakbym chciał. Coraz więcej czasu poświęcam grafice i widzę swoje błędy.
Chciałbyś, żeby nowy album trafił do trochę starszej publiczności?
Nie tyle zależałoby mi na wieku, co na dojrzałości. Wcześniej trafialiśmy głównie do ludzi młodych. Każdą kolejną płytą staramy się przekonać do siebie kogoś innego. Nowym albumem chcielibyśmy zadowolić bardziej wymagających słuchaczy. Kogoś, kto będzie oczekiwał od nas poszukiwań.
Jaki będzie nowy album?
Chętnie powiedziałbym, ale nie mogę tego zdradzić. Wydaje mi się, że już w tytule skierujemy uwagę odbiorcy na artystów przez duże A.
W piosenkach, które piszesz słuchać różne muzyczne inspiracje…
Tak, to jest chyba przywara ludzi młodych.
Czego słuchałeś pracując nad nową płytą?
Na tej płycie nie będzie słychać tak mocnych inspiracji jak na poprzednich. Wydaje mi się, że to też jest element świadczący o naszej gotowości na dojrzalszych słuchaczy. Przy nanoszeniu ostatnich szlifów do płyty, gdy piosenka przechodzi już w ręce kogoś z zewnątrz – np. w fazie miksów – często trzeba posługiwać się skrótami tak, żeby ktoś, z kim współpracujesz wiedział, o co ci chodzi. Nie mam tu na myśli konkretnych odniesień i inspiracji, ale wskazówki, w którym kierunku piosenka ma iść. Przy najnowszej płycie mieliśmy z tym ogromny problem, również w kwestii spójności tych odniesień. Myślę, że ten album będzie bardzo różnorodny. Nie zabraknie natomiast odwołań do naszej drugiej płyty [„Podobno nie ma już Francji” red.], która moim zdaniem jest projektem najbardziej skończonym i naszym.
Czyli nowa płyta będzie delikatniejsza, mniej szorstka w odbiorze?
Moim zdaniem będzie bardziej „wykombinowana”. Trochę więcej elektroniki i mniej gitar, a jeśli już się pojawią, to raczej akustyczne. Bardzo się starałem, żeby technicznie była dopracowana. Mam nadzieję, że będzie słychać też to, jak zmieniło się moje pisanie. Postawiłem sobie cel, żeby teksty były kręgosłupem piosenek.
Jak na młody zespół dużo nagrywacie. Nie boisz się, że pomysły Wam się skończą?
Pomysły może nie, ale zawsze towarzyszy mi myśl, że wypali się pewna idea na ten zespół. Nie wiem czy specjalnie nazwałaś nas młodym zespołem, ale to prawda, że wciąż jesteśmy zespołem „na dorobku” i szukamy swojej publiczności. Jest to trochę męcząca rola, bo przypuszczam, że nastąpi taka chwila, w której będziemy musieli coś zmienić, żeby wciąż być interesujący i zaskakiwać (również siebie). Wydaje mi się, że dotyczy to każdego zespołu. Po 4-5 płycie przychodzi taki moment, w którym trzeba się zastanowić, gdzie można dojść grając to, co się gra.
Mówisz, że Kumka Olik to zespół na dorobku. Trudno jest mi postrzegać muzyków, których widziałam już 4 lata temu na dużej scenie, jako nowy produkt na muzycznym rynku. Męczy Was metka debiutanta?
Jasne, że męczy. Jest to związane z naszym wiekiem, czego nie przeskoczymy, nawet zapuszczając brody. Ja jeszcze nie zapuszczam, ale chłopcy nadrabiają [śmiech]. Rynek nie przyswoił nas jeszcze na dobre. Z drugiej strony dzięki metce debiutanta dostajemy więcej szans. Ugruntowana pozycja to szklany sufit, a marzy nam się cały czas więcej.