Orzeszkowe limeryki Rusinka
Gwiazdy w reklamach to już norma. Produkt zawsze lepiej się sprzeda, jeśli promuje go osoba ze znaną twarzą lub nazwiskiem. A jak jest z artystami? Chyba obciach, chyba się sprzedał… Burzę komentarzy i kpin wywołało pojawienie się Michała Rusinka w nowej kampanii reklamowej orzeszków firmy Felix.
Michał Rusinek znany jest przede wszystkim z tego, że przez wiele lat był osobistym sekretarzem Wisławy Szymborskiej. Poetka była zachwycona młodym studentem polonistyki, kiedy ten wybawił ją od nieustannie dzwoniącego telefonu, przecinając po prostu kabel. Rusinek współpracował z noblistką aż do jej śmierci. To postać niezwykle poważana w świecie uniwersyteckim – Michał Rusinek skończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, a potem dołączył do kadry naukowej. Pracuje w Katedrze Teorii Literatury i ma na swoim koncie kilka poważnych, specjalistycznych publikacji z dziedziny literaturoznawstwa.
W jaki sposób taka osoba została ambasadorem nowej kampanii Felixa? Sama inicjatywa „orzeszkowej” firmy nosi nazwę „Popołudnia z Felixem”. Uczestnicy konkursu mają za zadanie ułożyć limeryk, który zainspirowany będzie produktami firmy. Twórczość miłośników orzeszków oceniać będzie sam Michał Rusinek – jak piszą organizatorzy akcji – „mistrz limeryków, wieloletni sekretarz Wisławy Szymborskiej”. Co więcej, Rusinek sam stworzył kilka limeryków na zachętę.
Środowisko dziennikarzy i blogerów jest całym przedsięwzięciem zażenowane. Od momentu pokazania światu kampanii (22.07), w sieci zaroiło się od zjadliwych komentarzy, a nawet prześmiewczych limeryków. Nie pomaga również to, że Felix w swojej kampanii wspomina Wisławę Szymborską, co w ogóle zdaje się już podchodzić prawie pod profanację.
Z drugiej strony mamy również głosy broniące Michała Rusinka – menadżerów reklamowych, którzy stoją na stanowisku, że sztuka również może być komercyjna. No i trudno temu zaprzeczyć – już Andy Warhol mówił o tym, że prawdziwą sztuką jest zarobić pieniądze. Być może faktycznie lepiej wykorzystać w kampanii osobę poważaną, niż gwiazdkę jednego sezonu znaną tylko z tego, że „bywa” lub sięgnąć po kulturę rynsztokową.
Rusinkowi nie można również odmówić dystansu do siebie. Być może pisanie limeryków, zachwalających orzeszki nie jest dla niego ujmą na autorytecie. Nie jest to aż takie oburzające jak niektórym się wydaje. Jedynym realnym zagrożeniem może być jedynie to, że przylgnie do niego łatka „orzeszkowego limerysty”.
Sam zainteresowany nie chce specjalnie się z tego tłumaczyć. No i może dobrze, bo po co to jeszcze rozdmuchiwać?
Aleksandra Supryn