Noe z Hollywood?

noezdjDarren Aronofsky, twórca „Czarnego Łabędzia”, „Requiem dla snu” i „Źródła” zmierzył się ze starotestamentową historią, ukazującą zagładę ludzkości na ziemi. Zdaniem wielu recenzentów, Aronofsky zamienił biblijnego wybawcę wszelkiego stworzenia – Noego w hollywoodzkiego superbohatera. Film jest mocno krytykowany przez grupy religijne: kręgi ewangelickie są oburzone niezgodnością treści filmu z treścią Pisma Świętego, katolicy zarzucają mu spłycenie treści biblijnej na rzecz wzmocnienia akcji. Wielu widzi jednak w filmie „Noe: wybrany przez Boga” głęboką interpretację kwestii fundamentalnych dla gatunku ludzkiego: dobra i zła, grzechu, cierpienia, charakteru boskiej istoty oraz roli człowieka na ziemi.

Darren Aronofsky jest amerykańskim reżyserem, pochodzenia rosyjsko-żydowskiego. Wywodzi się z rodziny konserwatywnych Żydów, a postać Noego fascynowała go od wczesnego dzieciństwa. Razem z Arim Handlem pracował nad ekranizacją filmu o nim aż 16 lat. Realizacja wcześniej powstałego komiksu Anorofskiego była kosztownym przedsięwzięciem – pochłonęła 130 mln dolarów! Powstał film, który możemy zobaczyć w polskich kinach od 28 marca.

Dzieło jest oparte na znanych wszystkim motywach biblijnych, reżyser zaskakuje nas jednak kilkoma ciekawymi pomysłami. Przykładowo w filmie i komiksie wielką rolę przy budowie arki i jej ochronie przed barbarzyńcami odegrały upadłe anioły, zobrazowane w niekonwencjonalny sposób. Żyją one na ziemi, w strasznym, martwym miejscu, pod postacią kamiennych, przerażających potworów. To kara za to, że okazały litość wygnanym z raju pierwszym ludziom. Bóg oblekł ich w błoto i kamień za nieposłuszeństwo, a człowiek nie docenił okazanego poświęcenia i miłosierdzia, stał się panem zepsutego świata i odrzucił ich opiekę.

Połączenie biblijnego przekazu z apokryfami oraz elementami fantasy jest trafionym posunięciem. Wierne ukazanie treści Starego Testamentu nie dotknęłoby nawet prawdziwego sensu opowieści o Noem z powodu jej specyficznego, alegorycznego charakteru.

Smaczków jest w filmie sporo: przepiękne sceny stworzenia świata w wizualizacji opowieści Noego; postać poczciwego starca Matuzalema, dziadka Noego, granego przez Antonego Hopkinsa, która pozostawia ogromne pole do interpretacji dla widza. Jaka jest rola tego miłośnika jagód w procesie zniszczenia świata i ratowania gatunku ludzkiego? Złodziej i dobroczyńca, prorok i sprzeciwiający się wioli Boga, ten który ukradł z raju ziarno, bez którego budowa arki byłaby niemożliwa – ostatecznie ten, który sprawia, że rodzaj ludzki nie zniknie z powierzchni ziemi.

Aktorzy spisali się świetnie, Russell Crowe jako Noe jest nieugięty, silny, bywa bezwzględny w spełnianiu planu Boga, ale ma serce, w którym kryje się to co najbardziej ludzkie – silne emocje, wątpliwości, ogromny strach. Jennifer Connelly jako Naameh epatuje spokojem, jest pewna swoich racji i nieugięta – to matka, dla której najważniejsza jest rodzina, odda wszystko, nawet życie, nie tylko to ziemskie, ale i przyszłe życie wieczne, dla ratowania swoich dzieci. Ray Winstone wcielający się Tubala-Kaina, symbol zepsucia, kuszenia, być może kolejne wcielenie węża-kusiciela jest wyrazisty i budzi odrazę. Inne postaci nie zachwycają, nie przekonuje mnie reakcja Ili granej przez Emmę Watosn, kiedy to Noe ma zamiar zabić jej nowonarodzone córki. Scena co prawda spełnia swoją funkcję, trzyma w napięciu, wyciska łzy, ale moim zdaniem, nie dzięki Watson, ale dzięki brawurowemu ukazaniu sprzecznych uczuć miotających wówczas Noem.

Dzieła dopełnia muzyka i zdjęcia. Utwory Clinta Mansella budują atmosferę boskiej tajemnicy, niepewności i lęku. Tak, jak islandzkie wybrzeża pojawiające się w filmie, mogłoby wyglądać niebo i jeżeli Eden w jakimś stopniu przypomina Ziemię w jej obecnym kształcie, to z pewnością najbliżej mu do tamtejszych krajobrazów.

Dramat Noego jest przekonujący. Prorok dokonuje wyboru między Bogiem a ludzkością, która jest przerażającą masą, ale z drugiej strony składa się z jednostek – wśród tłumu są potencjalne żony dla synów Noego, matki jego wnuków. Główny bohater ma mnóstwo wątpliwości, bije się z myślami, nie rozumie do końca swoich wizji, jest bliższy zwykłemu człowiekowi niż Bogu.

Film skłania do refleksji nad kwestiami fundamentalnymi: czym jest dobro i zło, grzech, cierpienie i w jaki sposób tak naprawdę człowiek może zasłużyć na zbawienie – okazując pełne posłuszeństwo Bogu czy miłosierdzie drugiemu człowiekowi. Pojawiają się tu problemy, z którymi od wieków mierzą się filozofowie i nad którymi zastanawia się indywidualnie każdy z nas.

„Noe: wybrany przez Boga” jest filmem godnym polecenia. Pokazuje, że nie wszystko jest czarne albo białe, że nie zawsze wiadomo jakie działanie i czym podyktowane okaże się właściwe. Ludzkość istnieje, bo taka była nie tylko wola Boga, ale i działanie miłosiernego człowieka – żyjemy po coś i z jakiegoś powodu. Refleksje na temat filmu można by snuć w nieskończoność, dostrzeżenie wielu kwestii jest sprawą skrajnie indywidualną.

Roksana Lęga

ZOSTAW ODPOWIEDŹ