Niezapomniane pary filmowe

Oczy szeroko zamkniętefilmkidman obrazlife4style

Może Tom Cruise jest zdziwaczałym scjentologiem, może grywa głównie w mniej ambitnych filmach sensacyjnych, ale jedno jest pewne: jego duet na ekranie z Nicole Kidman to kawał dobrego, pełnego pasji kina. „Oczy szeroko zamknięte” to sztuka kochania i studium małżeńskiego kryzysu według mistrza Stanleya Kubricka. Harfordowie są ze sobą kilka lat, mają nawet dziecko, wydają się być szczęśliwi. Ale sielanka powoli zaczyna przechodzić w nudę i rutynę. Monotonia w życiu osobistym prowadzi do stopniowego oddalania się od siebie małżonków. Oboje zaczynają coraz śmielej fantazjować o romansach, odważnie flirtują z innymi – zdrada wisi w powietrzu. Kubrick nie podaje nam gotowej oceny, nie skazuje na ostracyzm żadnego z małżonków. Widz w kwestii interpretacji ma wolną rękę. Jedno jest pewne, nikt tu nie jest bez winy-to jedyna wskazówka ze strony reżysera. Portrety Billa i Alice są bardzo wyraziste. Oboje mają wręcz rozpaczliwą potrzebę fizycznej bliskości i psychicznego komfortu. To co razem zbudowali już dawno przestało im wystarczać. Zarówno Cruise jak i Kidman nadali swoim postaciom przekonujący i intrygujący charakter. Alice jest znudzoną kobietą z pragnieniami, które spełnia na razie jedynie w fantazjach. Bill na każdym kroku napotyka dwuznaczne pokusy, które mieszają mu w głowie. Zdrada rozgrywa się wyłącznie w ramach ich podświadomości. Dlaczego? W głębi serca wciąż najsilniejszym afrodyzjakiem i największą fantazją są dla siebie oni sami. Erotyzm i tłumiona namiętność to tylko wstęp do czegoś większego. Nie o fizyczność tu chodzi, a o miłość. Między Kidman i Cruisem wytwarza się intensywne napięcie na wielu płaszczyznach, co daje poczucie intymności. I tak można odnieść wrażenie, że zamiast filmu, faktycznie przez dziurkę od klucza podglądamy pewną parę.

Annie Hall

Zanim Allen zaczął nagrywać filmy produkcją taśmową stworzył zabawną, ironiczną i inteligentną opowieść o burzliwym związku swojego alter ego z piosenkarką Annie Hall. W odróżnieniu od filmów, w których kinowa para komunikuje się głównie niewerbalnie, u Allena widać prawdziwy kult słowa. Dialogi i monologi są długie, pełne porównań, nawiązują do psychologii, popkultury i to w nich możemy zobaczyć osobowości postaci w pełnej krasie. Alvy Singer to zdziwaczały komik i nowojorski intelektualista, a Annie Hall początkująca piosenkarką, która z iście dziecięcą naiwnością poszukuje swojego miejsca na ziemi. Choć oboje boją się zaangażowania, dosyć spontanicznie postanawiają zostać parą. Z fabuły to by było na tyle. Więc co takiego wyróżnia ten film i tę parę spośród innych? Z prostej, słodkiej historii, Allen stworzył inteligentną i zabawną komedię, w której wyśmiewa się nie tylko z siebie, ale przede wszystkim z absurdów słodko-gorzkiej ludzkiej egzystencji. Bohaterów poznajemy za pomocą nagromadzonych skeczy. Wydarzenia nie są uporządkowane chronologicznie, dlatego nie musimy zastanawiać się nad finałem niekonwencjonalnego love story, bo też nie o to chodziło reżyserowi. Ważne, żeby skupić się wyłącznie na konstrukcji bohaterów i zatracić się w ich małym świecie. W umiejętny sposób zdemaskowane są tu ludzkie przywary i częstą rozbieżność między tym co w sercu, a na języku. I tak oto na ekran wkraczają napisy, które kontrastują przyziemne myśli Singer i Hall, podczas jednej z inteligenckich dysput i dywagacji na temat najnowszych trendów sztuki. Kiedy następuje powolny rozpad ich związku między nie widzimy kłótni, czy zbitych talerzy. Doskonała scena, w której dusza Anie opuszcza ciało, aby „poczytać sobie”, podczas gdy Alvy będzie się z nią kochał ilustruje to najdobitniej. Keaton i Allen przez długi czas byli parą i ma się wrażenie, że historia z Annie Hall jest żywcem wyjęta z ich miłosnej biografii. Świetnie rozumieją się na ekranie, są w tym bardzo autentyczni i ani przez chwilę nie widać w nich aktorskiej gry. Annie Hall spokojnie można wziąć za dokument o nowojorskiej parze dwojga ludzi, którzy mimo swoich dziwactw i emocjonalnego rozchwiania, po prostu dobrze czują się w swoim towarzystwie.

Casablancafilmcasablanca obrazlife4style

Żaden kinowy ranking nie może obejść się bez tego filmu. Chociaż jest to wybór nader oczywisty, to pominięcie Casablanki byłoby dużym nadużyciem. Wielka produkcja czarno-białego kina, która dzięki Ingrid Bergman i Humphrey’owi Bogartowi, zyskała miano kultowej. Choć każdy z pewnością zaliczył nie jeden seans Casablanki, warto po raz kolejny przenieść się w świat starego Hollywood i poczuć dawną magię kina. Film opowiada o losach właściciela świetnie prosperującego klubu nocnego, Ricka Blaine’a. Miejscem jego życia jest Casablanca, miasto okupowane przez Niemców i Francuzów w czasie II wojny światowej. Rick jest szanowanym mieszkańcem owego miasteczka, ma znajomości, może załatwić wszystko. Co więcej jest osobą zrównoważoną, zamkniętą w sobie wręcz bezuczuciową. Zachowuje się tak do momentu, gdy próg jego klubu przekracza dawna miłość, Ilsa. Okazuje się że jest ona mężatką, co staje się początkiem lawiny dylematów i uczuciowej huśtawki bohaterów. Ona – elegancka, piękna, subtelna diva, która niemal lśni na ekranie; on, jak zawsze powściągliwy, o interesującej, zatroskanej twarzy świetnie wciela się w Ricka, samotnika z zasadami z klasą, po której poznać można największych. Razem stworzyli jedną z bardziej rozpoznawalnych kinowych par.


Katarzyna Mierzejewska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ