Milenialsi nie są chętni do zabawy! „Netflix and chill”?
Dlaczego?
Ludzie dorastający na przełomie tysiącleci, to tak zwani „milenialsami”. Postrzegani są dosyć radykalnie, jako ludzie egocentryczni, narcystyczni, nastawieni na hedonistyczny styl życia – czerpanie z niego przyjemności i niechęć do pracy. Przedstawiani są jako osoby szczere, zarówno wobec siebie jak i innych. W związku z czym to jest właśnie to pokolenie, które otwarcie mówi, że „nie chce im się wychodzić”.
Przyjęło się, że synonimem dobrej zabawy, luzu, „piątku, piąteczku, piątunia”, jest wypad na miasto – na balet/ imprezę/wixe/posiadówkę/koncert/domówkę/plener. Po prostu dawną prywatkę, lub dancingi, jak zwał tak zwał. Jednocześnie utarło się także, że ten kto piątkowy, lub sobotni wieczór spędza w dom – zamula, nie ma znajomych i życia towarzyskiego, i ogólnie to jest smutasem.
Dziennikarze z nowojorskiej gazety stwierdzili, że tą zmianę widać głównie „w czasie korzystania z internetowych transmisji seriali, programów i audycji”. Na tej podstawie okazuje się, że dzisiejsi młodzi chętnie spędzają wolne wieczory na serialowych maratonach, przed konsolą, lub wciągnięci w grę komputerową. Bezpiecznie – w domu, pod kocykiem. W związku z czym możemy wywnioskować, że obecne pokolenie młodych, hasło „Netflix and chill”, wzięło mocno do siebie. A jest ono „równie nośne co „No future” z czasów punka.” W związku z czym „New York Post”, narzeka na pasywność młodych. „Na podstawie badania firmy Heineken z 2016, wedle którego około 75% młodych ludzi nie ma ochoty przesadzać z piwem, wnioskują, że nie są wystarczająco „cool” by się upić. Kolejnym problemem ma być brak zawiązywania więzi społecznych, czego dowodem jest popularność aplikacji randkowych.”
Co nieco podwiewa hipokryzją, w swoich ocenach. Gdzie młodym jest zarzucane przedmiotowe traktowanie randek, przy jednoczesnym byciu nudnym. Zarzucany jest także hedonizm, przy jednoczesnym niedostosowaniu do rzeczywistości.
A tymczasem, po prostu, jest to pokolenie, któremu nie chce się nic udowadniać. A w szczególności nie tego, że jest ono „cool”, i potrafi się dobrze bawić. Kiedyś, gdy nie wychodziłeś balować do rana, (by rano nie pamiętać co robiłeś w nocy) – byłeś lamusem. Teraz? Jeśli nie masz ochoty na zatłoczony klub, bez polotu, a rano umierać na kaca – mówisz o tym otwarcie. Zostajesz w domu i robisz swoje. Sam się zastanów, ile razy, po tygodniu pracy, odetchnąłeś z ulgą, w swoich czterech kątach, mówiąc: „jak dobrze, być w domu i odpocząć”. Według mnie to właśnie to podejście jest zdrowe. Sama doceniam soboty spędzone w domu i gdy mogę wprost powiedzieć – nie wychodzę bo mi się nie chce/ nie mam ochoty/ wole inaczej spędzić ten czas. To jest właściwa norma – deklarowanie swoich potrzeb, a nie dostosowywanie się do norm kogoś innego. Poza tym – nasza wątroba będzie zapewne nam wdzięczna za taką postawę!
W dobie, gdzie modnym jest bywać i się pokazywać, a przymusem jest dobra zabawa i jej publiczne pokazywanie – buntem staje się rezygnacja z ostrych imprez, na rzecz kanapowców. Czy to definiuje dzisiejszą młodość? Jeśli tak, nie widzę w tym nic złego.