Migawki z dziwnej rzeczywistości

Jest 2014 rok – 70. rocznica PRL, nad Warszawą górują 2 pałace kultury, a na Placu Zbawiciela zamiast tęczy stoi sierp i młot. Brzmi jak absurd? Pocztówki z Republiki Absurdu to nowy film Jana Holoubka zrealizowany przy okazji 25. rocznicy czerwcowych wyborów ’89. Z jego twórcą rozmawiałam o absurdach PRL-u, niedokumentalnym dokumencie i tym, jak się robi światło.

fot. Piotr Litwic/ piotrlitwic.com

Hanna Gajewska: Pocztówki z Republiki Absurdu to oczywiście kreacja, ale podejrzewam, że historycy wiele mogliby filmowi zarzucić. Czy oderwanie od realiów historycznych było celowe?

Jan Holoubek: Tak, film nie dzieje się w prawdziwych realiach, jest wyimaginowany.

No tak, ale zakładając, że obrady Okrągłego Stołu zakończyłyby się niepowodzeniem, można czegoś innego wymagać od rzeczywistości 25 lat później.

Oczywiście, można wymagać czegoś innego. Jednak, gdy zacząłem zastanawiać się nad tym, jakie te czasy by były, to dla filmu okazały się one nieciekawe. Prawdopodobnie mielibyśmy do czynienia z połączeniem kapitalizmu z socjalizmem – pojawiłyby się dobrze zaopatrzone sklepy i zachodnie samochody, jednak dostępne dla bardzo wąskiej grupy społecznej. Z pewnością utrzymane zostałyby ograniczenia praw obywatelskich i jednopartyjny system polityczny. Ten film nie powstał, aby pokazywać „co by było gdyby”, ale żeby w ciekawej formie przybliżyć młodym ludziom, jak było kiedyś.

Czyli tak wygląda PRL jaki pan pamięta?

Nie do końca, choć z tego co pamiętam było szaro i smutno. Ten film to pewnego rodzaju jaskrawa kumulacja różnych dziwactw PRL-u.

Ale dzisiejsza rzeczywistość za 25 lat też prawdopodobnie będzie wydawała się szara.

Nie postrzegam dzisiejszej rzeczywistości jako szarej. Pamiętam natomiast, że Warszawa w latach 80. wyglądała jak absolutna prowincja.

Skąd nazwa? Dlaczego pocztówki i dlaczego absurd?

Pocztówki, dlatego, że ten film miał być rodzajem obrazków, migawek z tej dziwnej rzeczywistości. Z kolei absurd, bo uważam, że komuna i życie w niej były absurdem. W pewnym momencie filmu, na ekranie pojawiają się archiwalne zdjęcia Chrisa Niedenthala, które pokazują prawdziwą, już nie wyimaginowaną komunę, o której wielu zapomniało – długie kolejki, ludzi obładowanych rolkami papieru toaletowego i puste haki w sklepie mięsnym. Do dzisiaj, jak o tym myślę, to wydaje mi się to absurdalne. Na przykład, pewnego roku zaprzyjaźniona Kuba za transport czegoś co my produkowaliśmy, przysłała nam kilkanaście ton kalmarów. Dzisiejszy restauracyjny rarytas wisiał na hakach w sklepie mięsnym. Tylko nikt tego nie kupował, bo nie wiedział, co z tym zrobić.

Albo używane samochody były droższe od nowych.

Tak. Widziałem tabele porównujące ceny żywności dzisiaj i wtedy, w przeliczeniu na obecną wartość pieniądza. Mięso kosztowało nieprawdopodobną kasę – kilogram wieprzowiny ok. 150 zł. Pralka kosztowała w dzisiejszym przeliczeniu 12-15 tys. zł. Absurd.

Dlaczego na bohaterów wybrał pan akurat licealistów, a nie np. 20-paro latków, którzy wciąż są młodym pokoleniem, ale ich ewentualny bunt może być bardziej świadomy?

Wydaje mi się, że licealiści są w jakiś sposób niewinni. Może czasy się zmieniły, ale właśnie tak chciałbym wyobrażać sobie młodzież – jako ludzi o czystych intencjach i ideałach. To, o czym moi bohaterowie mówią, jest aktualne do dziś. Fajnie, gdybyśmy wciąż wyznawali te wartości, o których mówiło się kiedyś. Wydaje mi się, że za komuny ludzie mieli czystsze intencje – nie było tak dużych możliwości, a tym samym, tak zaciekłej rywalizacji w pogoni za karierą, w dążeniu do celu.

Może nie mamy się przeciwko czemu buntować?

Moi bohaterowie się nie buntują. Oni tylko mówią o swoich marzeniach.

W Pocztówkach z Republiki Absurdu jest 70. rocznica PRL. Pana bohaterowie to jakieś 3. pokolenie socjalizmu, więc gdy obradowano przy Okrągłym Stole nie było ich jeszcze na świecie. Nie znają realiów innego reżimu, a mimo wszystko marzą o tym, czego ten system zabrania. Czy zatem stawia pan tezę, że skuteczna indoktrynacja społeczeństwa jest niemożliwa?

Wydaje mi się, że Polacy nie są nacją, którą można ostatecznie zdominować i zindoktrynować. Natomiast brak perspektyw, to co innego. W filmie odnoszę się do lat 80., bo sam je jeszcze pamiętam. To, co je cechowało, to pewien rodzaj absolutnej beznadziei. Ludzie naprawdę nie wierzyli w to, że coś się może zmienić. Beznadzieja przeszywająca wszystkich na wskroś była czymś normalnym, codziennym. To nie jest mój wymysł, większość ludzi właśnie tak wspomina te czasy. Nawet uczestnicy Okrągłego Stołu są zdziwieni, że transformacja się udała.

Wydaje mi się, że 25 rocznica wyborów ’89 była szansą na komercyjny sukces pana produkcji. Nie było przy tej okazji filmu, na który mogłyby się wybrać np. szkoły.

Bardzo bym chciał, żeby ten film trafił do szkół. Po jego emisji, dostałem wiele maili od nauczycieli, którzy chcieliby go dostać na DVD. Producentem filmu jest telewizja i kwestia ta pozostaje w ich gestii. Natomiast odbyły się już rozmowy w tej sprawie i być może na jesieni film trafi do sprzedaży. Na duży ekran jest on za krótki, więc nie nadaje się do dystrybucji kinowej. Trwa 45 minut, czyli tyle, co godzina lekcyjna. Wydaje mi się, że idealnie wpisałby się on w lekcje historii lub WOS-u.

To 2. wyreżyserowany przez pana dokument. Czy pana podejście do robienia kina zmieniło się od czasu Słońca i cienia? Od tego pierwszego filmu minęło aż 7 lat.

Jestem z zawodu operatorem, więc na co dzień zajmuję się robieniem zdjęć do cudzych scenariuszy i projektów. Uruchamiam się jako reżyser wtedy, gdy dostaję zamówienie. Tak było w przypadku obu tych filmów. To nie były tematy, z którymi się nosiłem. W 2006r. zadzwoniono do mnie z propozycją zrobienia filmu o ojcu [Gustaw Holoubek, red.], do której podszedłem zadaniowo. Scenariusz Pocztówek z Republiki Absurdu napisałem 6 lat temu na konkurs, na dokument dla młodzieży z okazji 20-lecia Okrągłego Stołu. Ostatecznie ten konkurs nie został zrealizowany, ale mój scenariusz zapamiętał Jerzy Kapuściński, który 6 lat później zaproponował mi nakręcenie tego filmu na 25-lecie obrad. Podjąłem wyzwanie i film powstał od zera w 3 i pół miesiąca.

Kolejny film też będzie na zamówienie, czy chodzą panu po głowie jakieś pomysły?

Szczerze mówiąc, ten ostatni film zachęcił mnie do realizacji innych pomysłów. Myślę, że następny projekt będzie już na moje wewnętrzne zamówienie.

Oba pana filmy, choć każdy w inny sposób, wychodzą poza ramę kina dokumentalnego. Czy jako filmowiec uważa się pan za dokumentalistę?

Absolutnie nie, dokument jest mi formą obcą. Ma pani niewątpliwą rację, że oba filmy nie są dokumentami. Pocztówki z Republiki Absurdu to mockument, czyli wymyślony film w stylistyce dokumentu. Pierwszy film, o Gustawie Holoubku i Tadeuszu Konwickim również nie jest żywym dokumentem. Wydaje mi się być bardziej esejem na ich temat. Nie wiem jak pani wyczuła w pierwszym filmie brak dokumentalności, ale jest to celne spostrzeżenie.

Współpracuje pan z tegoroczną edycją Męskiego Grania. Na czym polegać będzie pana udział w festiwalu?

Poza działalnością filmową, od kilku lat jestem związany z light designem. Polega to na komponowaniu świateł w ramach różnych imprez kulturalnych. Oświetlałem otwarcie Centrum Kopernika współpracując z Peterem Greenawayem i jego żoną Saskią Boddeke, pracowałem również przy kilku festiwalach i spektaklach teatralnych. W tym roku zaproponowano mi, żebym zrobił światło na Męskie Granie. Uważam, że to fajny projekt, choć oświetlenie całego koncertu to duże wyzwanie.

Czego w takim razie możemy się spodziewać?

Na pewno bardzo rozwinięta będzie strona wizualna. Na ekranach i telebimach wyświetlana będzie duża ilość projekcji. Co prawda, jest to zadanie VJ’a [Video Jockey,red.], ale wspólnie będziemy musieli z wizualizacji i światła scenicznego stworzyć spójną całość. Szczerze mówiąc, to sam jeszcze nie wiem czego możemy się spodziewać.

Rozmawiała Hanna Gajewska.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ