Kosmiczne reality show

Z dnia na dzień zaczęły żyć na świeczniku. Blask fleszy towarzyszył im w codziennym życiu, a Jackie Kennedy zapraszała je na herbatkę. O kim mowa? O żonach pierwszych astronautów. Ich mężowie podbijali kosmos, a one – serca Amerykanów.

astronauci obrazlife4style

Splendor, jaki spływał na kobiety, był porównywalny ze sławą ówczesnych aktorów i gwiazd muzyki rozrywkowej. O ich uwagę zabiegała prasa całych Stanów Zjednoczonych. Jak to jednak bywa z osobami na świeczniku – tylko nielicznym udawało się przeprowadzić z nimi wywiady i namówić je na sesję zdjęciową. W dobie wyścigu zbrojeń, astronauci stali się nową nadzieją Amerykanów, postaciami, które miały zaświadczyć o potędze i technologicznej wiedzy USA. Kiedy wysyłano ich w kosmos (w maszynach mających mniejszą moc obliczeniową niż dzisiejsze smartfony), „kosmiczne żony” były wysyłane na świecznik, stając się wzorem dla każdej, amerykańskiej kobiety. Stały się symbolem swoich czasów. Był to czas zaawansowanego wyścigu zbrojeń. Amerykanie potrzebowali poczucia stabilizacji i nowych wartości. Stał się nim wzór idealnej amerykańskiej rodziny. Idealni mężowie, którzy polecieli z misją w kosmos w służbie swojego kraju musieli mieć równie idealne żony. Presja była duża, a życie w towarzystwie kamer telewizyjnych stawało się nie do zniesienia. Nikt z wielbiącej je publiczności nie pomyślał, że pod perfekcyjnym makijażem i szerokim uśmiechem, kryje się smutek. To znaczy, że dobrze odgrywały swoje role. Według NASA nie miały prawa do słabości.

Ich wpływ na karierę mężów był ogromny. Jeden fałszywy ruch i rodzina z bohaterów narodowych, mogła się stać pośmiewiskiem. Kobiety wiedziały, że muszą się pilnować i pod żadnym pozorem, nie dzielić się z nikim swoimi obawami. Często czuły się bardzo samotne. I to miało swoje konsekwencje – jedna z kobiet wpadła w alkoholizm, części z nich lekarz NASA przepisywał silne tabletki, które miały im pomóc radzić sobie ze stresem związanym z ciągłą obserwacją przez opinię publiczną. Mężowie byli wiecznie daleko od domu, przygotowywali się do historycznego lotu, tak więc ich partnerki z prozą życia musiały sobie radzić same.

A nawet jeśli mąż przypadkiem byłby w domu na weekend, pod żadnym pozorem nie można byłoby go denerwować. Narzekaniem, zawracaniem mu głowy, pytaniem o radę w sprawie lekarza dla dziecka, z pewnością naraziłyby się na ostracyzm społeczny.  Bo jak można, prozaicznymi problemami, zaprzątać głowę męża stanu. W końcu on musiał się skupić na tych globalnych.

Z resztą wiele z tych małżeństw nie przetrwało. Po miejscu pobytu astronautów, jak po Hollywood jeździły autobusy z turystami, którzy chcieli zobaczyć, gdzie mieszkają  i jak żyją bohaterowie ówczesnej Ameryki. Floryda była dla astronautów swego rodzaju placem zabaw dla dużych chłopców. Z jednej strony pracowali bardzo ciężko i przechodzili mordercze przygotowania, z drugiej – często korzystali z adoracji fanek. Wiele kobiet chciało wówczas posmakować „kosmicznej magii astronauty”. „Astrogroupies”, jak zaczęto je nazywać, często zostawały ich kochankami.

Niektóre z żon przeczuwały co dzieje się w obozie szkoleniowym i po zakończeniu misji nie chciały już tego dłużej tolerować. Podczas trwania programu kosmicznego podtrzymywały wizerunek idealnej rodziny, zaciskały zęby, powstrzymywały łzy. Związki zaczynały się rozpadać szybko po powrocie mężów z kosmosu.

Katarzyna Mierzejewska

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ