Justyna Morawska: Aktywna mama
Blog młodej mamy okazał się być inspiracją do otworzenia sklepu „Tulimy”. Zanim to się stało prowadziliście z mężem solarium.
Blog nie ma nic wspólnego z otworzeniem sklepu. W solarium było nudno, to nie była praca, w której się spełniałam. Jestem osobą, która nie może usiedzieć w miejscu. Ja muszę coś robić, tworzyć, być kreatywna. Nudna praca, to żadna praca. Najgorsze co może być, to sytuacja kiedy nie może minąć dziesięć godzin, bo zegar stoi w miejscu. Teraz czas w pracy mija błyskawicznie. Wydaje mi się, że dopiero otworzyłam sklep, a już muszę go zamykać. Doba jest zdecydowanie za krótka. Jeśli chodzi o ideę sklepu – będąc mamą ciągle poszukuję fajnych, ładnych i praktycznych rzeczy dla Julki. Zarówno ubranek, jak i akcesoriów do jej pokoiku. Ciągle brakowało mi na rynku artykułów dobrej jakości, oryginalnych tkanin, ładnych i przyjaznych dzieciakom. Oczywiście mogłam kupować to przez Internet, ale nie lubię chodzenia na łatwiznę i postanowiłam zrobić to sama. Poszperałam trochę, poszukałam, zamówiłam pierwsze materiały. Usiadłam z mamą i zaczęłyśmy sobie tworzyć. Doszłam do wniosku, że rzeczy zrobione przeze mnie dla Julki, będą miały dużo większą wartość, aniżeli kupione w sklepie, oprócz tego będą dokładnie takie jak chcę, żeby były. Później pomyślałam, że skoro robię to dla swojego dziecka, to mogę robić też dla innych. Wiedziałam, że w moim mieście ( Biała Podlaska, red.) nie ma miejsca, w którym można by było kupić produkty dla dzieci wysokiej jakości. Nie chciałam zakładać sklepu internetowego, zależało mi, żeby był on stacjonarny. Pewnie wynika to z tego, że brakuje tu miejsc, w których można byłoby nabyć coś fajnego na „odwidki”, babe shower, czy zwyczajnie na prezent dla dziecka. Wszędzie są te same plastikowe lalki, pościel, którą będzie miało jeszcze pięć innych mam. Ja staram się szyć rzeczy, które są unikalne. Kiedy kończy mi się belka z materiałem, już więcej jej nie zamówię. Dlatego te rzeczy są niepowtarzalne.
Nie baliście się, że sklep zwyczajnie nie wypali, a ryzyko się nie opłaci?
Baliśmy się. Ale postawiliśmy wszystko na jedną kartę, tak jak kiedyś z solarium. Moja mama zawsze mi powtarzała, że kto nie ryzykuje, ten do niczego w życiu nie dochodzi. Kolejny raz zaufałam tym słowom i nie zawiodłam się.
Czy to oznacza, że dziś już możesz powiedzieć, że „Tulimy” okazał się sukcesem?
Tak, dla mnie tak. Powiem Ci, że czuję, że dopięłam swego. W niedzielę nie marudzę mężowi nad uchem, że jutro znowu muszę iść do pracy, tylko cieszę się, że zbliża się poniedziałek, kolejny dzień pracy. W tygodniu, kiedy jest godzina szesnasta i muszę zamykać sklep, myślę, że mam jeszcze mnóstwo do zrobienia i nie chcę jeszcze wracać do domu. Wiem, że muszę, bo tęsknię za Julką, a ona na mnie czeka, ale teraz to wszystko ma sens. Jest tak jak powinno być.
Skąd nazwa sklepu?
Nazwa miała być krótka, czytelna i miała odzwierciedlać moje intencje. Bo my tak naprawdę naszą pościelą i akcesoriami tulimy maluchy. Polar, z którego szyję jest tak uzależniający, że jestem w trakcie tworzenia kolekcji dla dorosłych, bo rodzice mówią mi, że podkradają poduchy swoim pociechom. Nie ma dla mnie bardziej wdzięcznego klienta od dziecka, które przychodzi do sklepu i nie może się oderwać od moich poduszek, dla którego mama zamawia kolejny komplet z rzędu, bo dziecko nie może się z nim rozstać. Nigdy w życiu nie czerpałam takiej radości i satysfakcji z pracy jak teraz.
To prawda, że tkaniny do sklepu sprowadzasz ze Stanów Zjednoczonych?
Nie osobiście, ale płyną statkiem ze Stanów. Teraz właśnie czekam na kolejną dostawę. Przypływają do Gdańska, stamtąd kurierem wysyłane są do mnie.
Kim są Twoje klientki?
Zdecydowana większość to młode mamy, ale nie tylko.
Młode mamy, które chciałyby coś zmienić w swoim życiu często mówią, że kobietom z większych miast jest dużo łatwiej, bo mają większe możliwości. Ty pochodzisz z małego miasta i miałaś odwagę spełniać swoje marzenia. Jak byś zachęciła do działania te kobiety, które pogubiły się w rutynie bycia mamą?
Może to, co powiem zabrzmi brutalnie, ale ja nie rozumiem co to znaczy, że one się pogubiły. Trzeba się wziąć w garść i zacząć planować. W moim wypadku plany były podstawą do spełniania marzeń. Myślałam o tym przez rok – otwarcie sklepu, wystrój, szycie. Nie było łatwo. Nauczyłam się szyć, nigdy wcześniej tego nie robiłam, nie miałam o tym pojęcia. Usiadłam z mamą przy maszynie i ona mi wszystko pokazała. Jestem samoukiem, a tak naprawdę „mamoukiem”. Ona była najlepszym nauczycielem jakiego mogłam mieć i z tego miejsca bardzo jej za to dziękuję. Nigdy nie pomyślałabym, że będę siedzieć przy maszynie i szyć. Ale kiedy zrobiłam to pierwszy i drugi raz niesamowicie się tym „zajarałam” (śmiech). Wiedziałam, że chcę pracować, że nie chcę być bierna, a szansa na zatrudnienie w mieście, w którym mieszkam jest niewielka, a jeśli już, to za bardzo małe pieniądze. Więc skoro nie pasuje mi praca na umowę zlecenie, albo pensja mnie nie satysfakcjonuje, to jednym wyjściem było stworzenie sobie miejsca pracy. Trzeba uwierzyć w siebie, wiedzieć czego się chce i dążyć do celu. Inaczej przyjdzie taki moment, kiedy będzie się miało poczucie zmarnowanej szansy. Życie jest jedno i trzeba umieć z niego korzystać.
Tobie jest łatwiej, bo masz wsparcie rodziny.
Tak, ale gdybym nie miała, to też bym sobie poradziła. Jula poszłaby do żłobka, zapisałabym się na kurs szycia i może trwałoby to wszystko dłużej, ale i tak dopięłam bym swego.
Czujesz, że masz wsparcie młodych mam?
Tak. Czuję, że trzymamy się razem. Ja czerpię energię od nich i mam nadzieję, że one ode mnie.
Chciałabyś mieć więcej dzieci?
Uderzyłaś w czuły punkt (śmiech). Wiesz, na razie o tym nie myślę. Dużo pracuję, Jula jest jeszcze mała. Jestem na etapie organizowania naszego życia, bo w jakimś sensie zaczęliśmy wszystko od nowa. Dążę do poczucia stabilizacji, dlatego drugie dziecko w tym momencie nie byłoby dobrą decyzją. Nie mówię, że nigdy się nie zdecyduję, ale sądzę, że nie w przeciągu najbliższych pięciu lat.
O cym marzysz?
W tej chwili moim największym marzenie jest sukces sklepu. Marzę o tym, że wszystko wyjdzie tak, jak sobie założyłam. Mam kochającą rodzinę, cudowną córkę, jestem szczęśliwa.
Rozmawiała: Paulina Ostapiuk, fot. archiwum prywatne