Hype, streetwear i sneakers – mówi ci to coś?
I nie chodzi o batonika – tego od gwiazdorzenia! Powyższe hasła ostatnio dość często się przewijają, głównie w sieci. Przyjrzyjmy się więc temu co się pod nimi kryje. I dlaczego w ogóle chcę mi się o nich pisać!
Pierwsze z nich – hype – słowo zaczerpnięte z języka angielskiego. Zresztą jak i wszystkie pozostałe. Jednak to nie wszystko co je łączy – terminy te związane są głównie z przemysłem odzieżowym. Hype w dosłownym znaczeniu oznacza szum – podekscytowanie czymś. Związane jest często z akcją promocyjną, do tego stopnia intensywną, by utrzymać wokół produktu, który wkrótce ma się pojawić, rozgłos! Wyhajpowany, hajpowy = fajny, oznacza mniej więcej – must have w pewnych grupach społecznych!
Streetwear – słysząc streetwear, myślimy – moda uliczna. I tyle to w zasadzie oznacza. Słowo znane, funkcjonuje na co dzień, w mowie potocznej. Ale przede wszystkim jest używane w modowych i kobiecych czasopismach na określenie pewnego stylu. Jak sama nazwa wskazuje – ulicznego. Raczej bliżej nieokreślonego, gdyż może on oznaczać wszystko. Światowa moda nie ma wpływu na streeatwear – rządzi się on swoją zasadą – brakiem zasad! Nie da się jej zdefiniować ani jako elegancka, ani sportowa – jest jaka chcesz! Ty ją tworzysz od podstaw.
Poza tym, że streetwar to moda, nabrał on podwójnego znaczenie. Jest to także zjawisko, które ostatnio zyskało na popularności. To filozofia, w której chodzi o pokazanie własnego 'ja’, poprzez swój wizerunek. A jak wiadomo, tendencje do tego mają głównie ludzie młodzi. Pomimo braku jawnych subkultur wciąż lubimy eksperymentować i zaznaczać swoją odrębność, a tym bardziej przynależność. Doszukiwać możemy się tu inspiracji zaczerpniętych z hip-hopu oraz ulic Japonii. Chodzi także o nutkę kalifornijskiego luzu, który czasem wygląda na nieład i niedopasowanie. Nie chodzi o ślepe, totalne gonienie za trendami z największych światowych wybiegów, a o nutkę lat 60, 80. Wizualnie jego korzenie to zachód i kultura skate oraz surfingowa. Pod definicje tego słowa możemy podciągnąć wszystko co wymyka się utartym kanonom mody. Łączenie rzeczy z outletów lub przede wszystkim second – handów, z nieziemsko drogimi rzeczami wprost z wybiegów mody największych projektantów. Z założenia chodzi tutaj o indywidualizm i oryginalność. I tutaj dochodzimy do kolejnego elementu niezbędnego w streetwearze.
Sneakers – inaczej kicksy. Które są zazwyczaj głównym elementem stylizacji każdego szanującego się streetwearowca. A oznacza nie mniej, nie więcej, niż buty. Ale nie zwyczajne buty. Muszą to być buty turbo drogie. Markowe. Za którymi najczęściej najpierw idzie wygląd, a potem jakość. Sneakersy – im bardziej unikatowe, nietypowe i oryginalne, tym lepiej. Obecnie szacunek u sneakierheadów (fanatyków, namiętnie kolekcjonujących takie buty), mają masywne, obszerne buty. Początek temu dały oczywiście Yezzy. Buty zaprojektowane przez Kanyego Westa, dla marki Adidas. Kosztujące ponad tysiaka. Wyglądające dziwnie. Buty przez które Polacy się biją! Co to oznacza? Gdy do Polski dotarł drop (rzut) Yeezy, najwięksi zajawkowicze spędzili pod Warsaw Sneakers Store masę czasu. Koczując, już cztery dni przed ich premierą! Tylko po to by je mieć. Jednak by dostać szanse na ich zdobycie wcześniej musieli dokonać zapisu. Litościwie każdy mógł poprosić o kilkuminutową przerwę na szybkiego kebsa czy toaletę. A to wszystko z wiadomych przyczyn – był to towar limitowany. Akcja była na tyle ciekawa, że najwytrwalszych obserwowały kamery TVN24.
Takie rzeczy dzieją się nie tylko w Polsce – jest to zjawisko międzynarodowe. Istotne kierunki to Berlin czy Amsterdam. No i oczywiście stolica mody – Paryż. Tam gdzie tego typu miejsca i dropy, tam i 'koczownicy’. Z racji, ze żyjemy w świecie zdominowanym przez media i w tym przypadku zazwyczaj istnieje możliwość wydropienia czegoś online. Tutaj jednak odbywa się to za pośrednictwem losowania. A więc zwyczajnie, trzeba mieć szczęście. Nie muszę też chyba przytaczać sytuacji gdzie jakieś dwóch Sebixów ukradło Yezzy, zamiast ich odkupić, głośno było o tej akcji. I takie rzeczy na Warszawskich ulicach! Za sukces Yezzy odpowiedzialna jest super tkanina Primeknit i pianka Boost, nadająca sprężystości w chodzeniu, czy wcześniej wspomniany hype i chwytliwe nazwisko projektanta? Ciężko stwierdzić.
Następnie był szał min.na równie masywne Balenciagi, czy ostatnio mające premierę, Reebok Aztrec, albo ciągle w cenie Jordany. Ewidentnie inspirowane modą lat 80! Masywne, sportowe, czasem kiczowate! Ale kicz najwidoczniej jest w cenie, bo buty te, jak już wcześniej wspominałam, zazwyczaj mają nieziemskie ceny!
Nowością nie jest, że obecnie śmiga po sieci cała masa tzw. fanpage i stron promujących życie i styl streetwearowców. Osoby niezorientowane w temacie nie mają jednak pojęcia, że istnieją zamknięte – słowo klucz to zamknięte, fora i grupki na różnego rodzaju portalach społecznościowych, dla tego typu zbiorowości. Zazwyczaj założycielami ich są jakieś wyhajpowane – popularne w tym konkretnym gronie 'osobowości’. Które 'coś osiągnęły’, czytaj – zawsze mają najnowsze hity, siana jak lodu no i ogólnie przyjęty respekt na grupkach. Żeby pomyślnie przejść weryfikacje do takiej grupki, bo nie nie, nie jest to tak, że każdy z marszu się do niej dostaje, należy odpowiedzieć na kilka pytań związanych ze streetwearem. Ewentualnie po obadaniu twojego profilu – i stwierdzeniu czy jest wystarczająco hajpowy, byś mógł dołączyć do grona owej grupki, moderator ma głos decydujący. Czyli mniej więcej zależy to od jego 'widzimisię’, lub sympatii do ciebie albo jej braku. Jak widzicie, wjeżdża tu trochę subiektywnej prywaty. Jedną z najpopularniejszych tego typu stron jest np. High Society na fb. Chciałam napisać – sprawdźcie! Ale nic z tego, nie wejdziecie, bo nie należycie.
Na owych grupkach panują surowe zasady. Lecą tam tzw. wymianki i oczywiście sprzedaże. W związku z czym oszuści – finansowi, którzy np. wzięli hajs – nie wysłali paczki, bądź odwrotnie – dostali daną rzecz – nie zapłacili za nią, szybko są skończeni. Dostają dożywotniego 'bana’, i pogardę. To samo, tyczy się osób 'nielegitnych’ (co w ich slangu oznacza tyle, że członek grupy może próbować sprzedać fejkowe – podrabiane rzeczy, nie jest sprawdzony). W takim przypadku dostaje ona wiecznego hejta na grupkach. To samo tyczy się wysyłania ubrań bez metek. Informacje w tym gronie szybko się rozchodzą, więc przegrany na jednej grupce nie jest mile widziany na wszystkich pozostałych.
Założenie streetwearowców jest proste – być niepowtarzalnym, oryginalnym. Czasem mam wrażenie, że wychodzą z założenie – im dziwniej tym lepiej. Niby indywidualizm, a jednak każdy z nich działa według podobnej zasady – jest to luz i łączenie wszelakich niedorzeczności, pozornie do siebie nie pasujących rzeczy. Niby są podziemni, a tak naprawdę robią wszystko by na ulicy jak najbardziej się wyróżnić i rzucać w oczy.
Problematyką tematu streetwarowców i sneakerheadów jest jednak to, że każdy uważa się za jedynego, oryginalnego i niepowtarzalnego. Można powiedzieć, ze ludzi z poza ich kręgu uważają za gorszych, wybrakowanych. W końcu nie znają się na modzie – nie takiej i nie tak jak oni. Nie mają nic limitowanego i nawet nie należą do żadnej okrojonej grupki. Problem w tym, że teraz co drugi ziomek w wieku 15-40 'jara się’ sneakersami. Nawet bogate, eleganckie, dojrzałe Panie do sukienki lubią założyć drogie sneakersy. O, drogie! To przymiotnik klucz! Gdyż prawdziwi streetwearowcy z jednej strony powtarzają, że 'tego nie widać ale kto wie ten wie, ze wyrzuciłem kafla za te buty, mimo, że logo nie jest wcale widoczne, nie musi być, nie świece markami’, to z drugiej zaś strony każdy z nich chciałby mieć klasyka Supreme z logiem na pół bluzy.
Hipokryzja? Pomimo tej całej filozofii w głównej mierze to niezły biznes. Wszystko obraca się wokół pieniędzy. A wiec ile jest warte bycie w tym zamkniętym dla wybrańców światku? Tyle ile masz w portfelu? (Z Gucci oczywiście)!
Działają oni w następujący sposób – ktoś kto zdobywa coś z dropu – albo jest wybrankiem mody, którego wszyscy podziwiają na swoich zamkniętych grupkach. Albo opcja dwa – sprzedaje towar z konkretną przebitką. Ewentualnie opcja trzecia – chwilkę pośmiga w swojej nowej zdobyczy – obowiązkowo zrobi kilka zdjęć na social media, a następnie sprzeda. Gdy tylko towar się znudzi a na rynek wejdzie kolejny must have w świecie streetwearu. Przecież za coś trzeba go kupić. Tak działa sneakersowy rynek. Wielu młodych – głównie facetów, bo warte również jest tu zaznaczenie, że świat streetwearu zdominowali mężczyźni, skupuje buty, bądź odzież, następnie wyprzedając je, często z wielokrotną przebitką w swoich wyhajpowanych, swag butikach, lub online. Rzecz jasna – na grupkach!
Najbardziej wpływowi influlancerzy i blogerzy, tego typu rzeczy (najbardziej chodliwe),dostają za darmo – wiadomo, reklama dźwignią handlu. A kto zrobi ją lepiej niż np. znana wszystkim, nie tylko w Polsce Maffashion?
Istnieje też oczywiście druga strona medalu grupek o których mowa. Tego typu grupki to duże ułatwienie dla samych zajawkowiczów. Wszystko w jednym miejscu. Wszystko, jak już wspominałam musi być legitne – sprawdzone. Nie ma więc możliwości, że przegapisz jakąś premierę czy drop. No i jest to także masa nowych znajomych z tą samą zajawką co ty. A taki drop to dobra okazja do poznania ich live. Moderatorzy i założyciele takich grupek niejednokrotnie organizują eventy integracyjne. Na których oczywiście każdy patrzy na drugiego, w czym przyszedł i jakie ma na sobie sneakersy! Nie mniej jednak jest to pewnego (dosyć nowoczesnego) rodzaju kolekcjonerstwo. A kolekcjonerstwo to zajawka – jakaś pasja. A jak wiadomo, w życiu trzeba mieć pasje. Bo gdy jej nie mamy, to co to za życie?
Zajawka coraz bardziej popularna, lecz trochę próżna. Jednak idealnie wpisująca się w czasy w których żyjemy, gdzie jesteśmy oceniani na podstawie wyglądu. Obrazkowego świata – gdzie przebitkę ma to co widzimy, niekoniecznie to co słyszymy, lub mamy do powiedzenia. Trend niby niszowy, jednak tak idealnie wpisany w czasy w których przyszło nam żyć.
Jednak czy jakiś sens ma to stanie w kolejce godzinami, skoro później wszystko dropi drugi, piąty i dziesiąty raz. Wychodzą reedecyje, właściwie wszystkiego. I prawda jest taka, że nie musisz należeć do zamkniętego grona streetwearowców, sneakerheadów by dostać limitowany towar. Musisz tylko jedno – mieć hajs. No bo to przecież on rządzi światem i napędza cały steetwearowy biznes. Hajs ma hajp cały czas! Ewentualnie musisz mieć szczęście do 'gier’ losowych, o i cała filozofia. Jeśli je masz to leć dropić buty!
Foto:
https://streetwear.pl/marki-streetwear-ktore-musisz-znac-cz-2/