Dla parainteligentnych?

zdjparadokSeriale paradokumentalne to w istocie inscenizowane przedstawienia, które mają udawać, że są prawdą. Czy ktoś się w ogóle na to nabiera? Na czym faktycznie polega fenomen tych pseudodokumentów? Nie grają w nich aktorzy, ale ludzie „z ulicy”, bez większych umiejętności aktorskich. Ich wystąpienia pozostawiają wiele do życzenia, ale wyniki oglądalności pokazują, że dla wielu są w swojej ułomności wiarygodni. Rodzinne tragedie, miłosne zawody, zdrady, kryminalne zagadki Warszawy są głównymi tematami seriali fabularno-dokumentalnych. Mają wzbudzać u widza skrajne emocje i, patrząc na statystyki, faktycznie swoją rolę spełniają. Jedni je uwielbiają, inni wyśmiewają, ale łzawe historie wciąż przykuwają uwagę milionów widzów.


Serial, jaki jest, każdy widzi

Serial paradokumentalny z założenia ma być rekonstrukcją zdarzeń autentycznych. Gatunek wymyślony został w USA, a w Europie najwięcej produkcji tego typu tworzą Włosi i Niemcy. Plan każdego odcinka jest identyczny: punkt wyjścia to „problem z życia”, który teoretycznie mógłby dotknąć każdego z nas. Bardzo teoretycznie… Bohaterowie zmagają się z trudną sytuacją przez cały odcinek, pojawiają się kolejne przeszkody, jest kilka „dramatycznych” zwrotów akcji, wydarzenia dokumentowane są na bieżąco przez ekipę telewizyjną, nawiązującą kontakt z postaciami. Rozwiązanie problemu przychodzi zawsze dopiero na samym końcu, ma zaskoczyć widza. Udaje się? Kwestia dyskusyjna. To, co dzieje się na ekranie, przez cały odcinek komentuje narrator, streszczając co chwila całość dotychczasowej fabuły, na wypadek gdyby ktoś zapomniał, co działo się na początku lub zgubił się w plątaninie dziwnych zdarzeń. Charakterystyczne są komentarze aktorów, będące swoistymi przerywnikami, uzupełnione paskami tekstowymi u dołu ekranu. Dowiadujemy się z nich, kto mówi, jak bardzo jest skrzywdzony przez los i jakie wątpliwości nim miotają w danej chwili.

Zabawne czy żałosne?

Seriale paradokumentalne dla wielu są synonimem kiczu, mistrzem w tej stylistyce jest Okił Khamidow, który pracuje w Polsce od 1994, zasłynął w 1999 serialem „Świat według Kiepskich”, później wyprodukował słynną „Falę zbrodni”, po czym zajął się tworzeniem na masową skalę seriali paradokumentalnych, w których rozpływa się polska telewizja. Nie jest on jednak jedynym twórcą zajmującym się tą interesującą formą „sztuki” – właściwie produkcją tych dziwactw parają się Ci sami reżyserowie, którzy tworzą polskie hity kinowe.

Zaczęło się od paradokumentów odgrywanych przez policjantów – „W11 – Wydział Śledczy” i „Detektywi”, które zresztą wciąż cieszą się popularnością. Policjanci przez te kilka lat trwania produkcji nauczyli się już „sztuki aktorskiej” w takim stopniu, że przewyższają umiejętnościami o stokroć „bandytów”, którzy bawią swoim zachowaniem rzesze widzów. Klasyką gatunku w naszym kraju są również „Trudne sprawy” i „Dlaczego ja?”, teksty na paskach pokazywane w tych produkcjach zawojowały Internet: „Marcin Majewski (17l.): znalazł w Internecie film z roznegliżowaną matką”, „Barbara Goch (37l.): jej syn zrobił gipsowy odlew piersi koleżanki z klasy”, „Maria Łukaszewicz (39l.): jej córka chce wygolić sobie miejsca intymne”, „Tymoteusz Radziejowski (18l.): czy pije krew swojej dziewczyny?”, „Michalina Wójcik (34l.): po imprezie u sąsiadów nie może znaleźć męża”… Tragedia goni tragedię – warto dodać, że definicja tragedii powinna się zmienić w świetle przedstawianych zdarzeń.

Popularność rośnie!

Gatunek ten już jakiś czas temu zyskał tak wielką popularność, że zastąpił wiele innych programów w Polsacie i TVN. Polsatowska ramówka wiosenna po brzegi wypełniona jest tego typu produkcjami, co więcej, o zgrozo, powstają kolejne. Są one na pewno dużo tańsze niż seriale z profesjonalnymi aktorami: to projekty tworzone minimalnym nakładem środków, przynoszące za to podobne zyski jak produkcje ambitniejsze. Mogą więc powstawać masowo i zarabiać ogromne pieniądze, nie generując kosztów. Wielu młodych Polaków marzy o karierze aktorskiej, chętnie próbują oni swoich sił w serialach z paskami u dołu ekranu, choć szansa na zostanie gwiazdą po ukazaniu się kolejnego odcinka w TV jest znikoma, jeśli nie żadna. Rośnie również w siłę grupa ludzi, których interesuje sama historia, a nie to, w jaki sposób jest opowiadana. Z niezawodowymi aktorami, wspomaganymi paskami tekstowymi, zrealizować można praktycznie każdy scenariusz. Inscenizacje powstają więc jak grzyby po deszczu, inspirowane nadsyłanymi przez fascynatów „historiami z życia”.

Nowości w wiosennej ramówce Polsatu

Wiosną 2014 roku telewizja Polsat przygotowała dla swoich widzów dwa nowe seriale paradokumentalne – „Pielęgniarki” i „Dzień, który zmienił moje życie”. Jeżeli chodzi o pierwszy z nich przypomina TVN-owski „Szpital”. Sala segregacji w ośrodku zdrowia okazała się doskonałym miejscem dla wszelkiego rodzaju dramatów egzystencjalnych – bohaterowie to nie tylko ciężkie przypadki medyczne, ale przede wszystkim ludzie, w których życiu dzieje się dużo więcej niż złamana noga czy zapalenie wyrostka robaczkowego.

„Dzień, który zmienił moje życie” to historie pisane przez widzów, nadesłane na apel producentów, opisy najbardziej szokujących i zaskakujących wydarzeń, które zaistniały w ciągu jednego dnia ich życia i stały się momentem zwrotnym. Do złudzenia serial przypomina „Ukrytą prawdę” czy „Dlaczego ja?”

Co i gdzie oglądać (jeśli już ktoś musi)?

W obecnej ramówce TVN możemy oglądać: „Detektywów”, „W11 – Wydział Śledczy”, „Ukrytą prawdę” i „Szpital” – rano zobaczymy powtórki z dnia poprzedniego, po południu nowości, możemy siedzieć cały dzień zahipnotyzowani, wpatrując się w te fascynujące historie. Podobnie Polsat: „Malanowski i partnerzy”, „Dzień, który zmienił moje życie”, „Dlaczego ja?”, „Pielęgniarki” i „Trudne Sprawy” – tytuły mówią same za siebie. Porcja nieszczęścia na każdy dzień!

Granice absurdu

Czy można wymyślić jeszcze coś oryginalnego w tej konwencji? Scenarzyści przekraczają granice absurdu: Wampir Mikołaj w „Ukrytej prawdzie” wywołał salwy śmiechu. Młody chłopak uznał, ni stąd, ni zowąd, że jest wampirem. Dlatego założył pelerynkę, pomalował się na biało, obrysował oczy czarną kreską i zaczął sypiać na cmentarzu – logiczne. Jego rodzice przerażeni metamorfozą syna lamentują na ekranie, szczególnie obawiając się opinii sąsiadów. Zamawiają do nawiedzonego syna księdza egzorcystę. Narrator bije się z myślami – czy Mikołaj naprawdę pije krew? Dialogi są mistrzowskie, dopełniają całości: „nie zjem pierogów ruskich, bo to pokarm śmiertelników” – mówi małolat. Równie słynny jest „Dariusz psychopata” który, siedział w wannie obcej kobiety z najdroższym szampanem, jaki mógł dostać w sklepie osiedlowym, obsypany płatkami róż. Jego niekonwencjonalne sposoby na podryw oczarowały Internautów. Ma swój profil na facebooku, powstał „utwór muzyczny” z jego udziałem, czego jeszcze się doczekamy?


Roksana Lęga

ZOSTAW ODPOWIEDŹ