Co mi daje bieganie?
I dlaczego przekonuje do niego każdego?
To nie tak, że jestem sportowcem, to nie tak, że biegam zawodowo, i przede wszystkim, że biegam od zawsze. Nie, nie nie. Początki były koszmarne. I nie przesadzam. Nienawidziłam biegać. I w ogóle jakikolwiek sport był mi zwyczajnie, nie po drodze, a w szczególności odległe było bieganie. Moja historia z aktywnością fizyczną, odżywianiem i tak dalej, jest dosyć złożona. W końcu każdy, na swoim koncie ma jakieś zakręty życiowe – w moim przypadku dotyczyły one właśnie zaburzenia odżywiania, a co za tym idzie aktywności fizycznej również. Ale to nie pora na ckliwe historie, może kiedyś się nią podzielę na publicznym forum, ale nie dziś. W końcu to artykuł o bieganiu, więc niech takim pozostanie.
Już jako dziecko byłam zawsze ostatnia! Wiecie co to znaczy? Wychowanie fizyczne w szkole, czy zabawy w berka, albo co gorsza – kto pierwszy na mecie – ten lepszy. Dla mnie to była po postu katorga. Nie chciało mi się w to bawić, no bo zawsze byłam najgorsza – może miała wpływ na to moja nadwaga, z którą wtedy się borykałam. Stwierdziłam, właśnie wtedy, że – „nienawidzę biegać!” I tak mi zostało na jakieś kolejne… 15 lat. Unikałam biegania jak ognia, żyjąc w przekonaniu, że najgorsze co może mi się przytrafić, to muszenie mnie do biegania. Ciężko jednak było go w zupełności unikać, w rodzinie, w której ma się dwóch biegaczy, zdobywających nagrody na maratonach. Jakimś cudem jednak mi się to udawało. Co najśmieszniejsze – po powrocie z labiryntów w zaburzeniach w odżywianiu, zaczęłam trenować – ze względów zdrowotnych oraz wiadomo – wizualnych. Zaczęłam robić to poprawnie i przede wszystkim zdrowo – nie jak wcześniej – maniakalnie. Na początku był to przykry obowiązek – następnie – najlepsza pora dnia, podczas której czułam, że robię coś dobrego dla siebie, coś fajnego, coś co daje mi fun i dużą przyjemność. I tak też trenuje od … łał, od 5 lat! Po drodze otarłam się także o fitness zawodowo, pracując na trzech różnych siłowniach – to był naprawdę fajny czas! Zajawka sportowa towarzyszyła mi w domu i w pracy. Tak samo jak ludzie, którzy kochali sport. Kochałam go i ja – jeszcze mocniej. Zaliczyłam przygodę z fitnessami, pod każdą postacią, zumbą, fitballem, pilatesem, bardziej intensywniejszymi tabatami, które lubiłam najbardziej, oraz treningiem siłowym – choć to stosunkowo późno. Pomimo tego, że byłam sportowym świrem, bieganie wciąż było mi nie po drodze. Podjęłam kilka prób wspólnego biegania, z bliskimi mi osobami, ale, pomimo tego, że moja forma i kondycja były dużo lepsze – wciąż czułam, że biegam dużo gorzej – wolniej, od pozostałych. Pewnego razu namówiona przez bliską mi osobę udałam się pobiegać, razem z nią, do urokliwego, i prawie pustego, Katowickiego parku. Mój towarzysz dostosował się do mojego tempa, czasem narzucał swoje – bym nie zwalniała za bardzo, i chyba właśnie wtedy odkryłam magie biegania! Nie dość, że to był piękny dzień, biegłam w pięknych okolicznościach – to zupełnie coś innego niż bieżnia na siłowni, to jeszcze odkryłam nowy teren – nieopodal mojego mieszkania, o którym wcześniej nie miałam bladego pojęcia – pewnie gdyby nie bieganie, nigdy bym się tam nie zapuściła, a do tego, było mega przyjemnie! Nie wiem czy większą satysfakcję dało mi zmęczenie po treningu, czy sam bieg. W każdym bądź razie, od tamtej pory – biegam. Gdziekolwiek nie jestem i jakakolwiek jest pogoda. Po prostu biegam. Wciąż nie robię tego zawodowo, i nigdy nie będę, za słaby zawodnik ze mnie, ale do standardowych treningów dorzuciłam bieganie. Stało się ono niezbędnym elementem mojego tygodnia. I raczej nie ma tygodnia, w którym nie wybrałabym się pobiegać.
Co daje mi bieganie?
Bieganie to przede wszystkim jakaś wolność i wyzwolenie, możesz biec przed siebie, bez celu, i nikt nie pyta po co i gdzie biegniesz. Poza tym, może przywoływać to beztroskie dzieciństwo, gdzie biegało się na każdym kroku. Bieganie to antydepresant – uwalniasz wtedy złe emocje i czujesz się odstresowany. Zresztą – jest to czas tylko i wyłącznie dla siebie. Nie odbierasz wtedy telefonów z korpo, nie musisz odpowiadać na żadne pytania i oczekiwania – jesteś tylko ty i twój sport. No chyba, że biegasz z kimś – to też ma swoje plusy, towarzystwo kogoś kto lubi biegać, tak samo jak ty, no i nutka rywalizacji, która tylko podkręca zajawkę! Po za tym, bieganie dla mnie, to możliwość poznania terenu i okolicy. Gdziekolwiek nie jestem – idę się przebiec. Nie tylko dlatego, że lubię to robić i oczywistych aspektów, takich jak utrzymanie formy i dobrej sylwetki, ale także dlatego, że jestem ciekawa każdego miejsca w którym jestem. A jak go poznać najlepiej? Jak dla mnie, nie ma lepszego sposobu, niż wybranie się na trening biegowy. Po pierwsze – masz z tego korzyści dla siebie, swojego zdrowia i sylwetki, a po drugie – zwiedzisz teren szybciej niż przypadku spacerów – one akurat często mnie nudzą. Bieganie jest dynamiczne, co chwilę zmieniają się okoliczności. I uwierzcie – nie poznacie nowego terenu, dopóki się w nim nie zgubicie, a że ja przeprowadzek na swoim koncie mam już niezliczoną ilość, podczas pierwszego biegania w nowym miejscu- zgubiłam się niejednokrotnie, i właśnie wtedy udało mi się poznać nowe miasto, na własnej skórze. Poza tym, wyobraźcie sobie wakacje – takie z białym piaskiem i lazurową, przeźroczystą wodą – czy może być coś przyjemniejszego niż bieganie właśnie w takich okolicznościach przyrody? Chyba nie. Jadąc na wakacje – oczywiście odpuszczam sobie treningi, w końcu wakacje są od tego, by odpocząć sobie od życia. A moje życie, to również treningi. Ale buty biegowe zawsze mam ze sobą! Chociaż jeszcze przyjemniejsze jest bieganie po piasku – bez butów! A no, prawie zapomniałam – biegając, możesz pozwolić sobie na więcej dobrej szamy – i tak większość spalisz na treningu, a to niezły trening cardio.
Ponadto, bieganie – jak każdy sport, po prostu, buduje charakter, łatwiej nazwać się tego nie da. Bieganie robi z nas ambitniejszych – ciągle chcemy przekraczać swoje granice i podbijać wyniki. Ambitniejszych i zdeterminowanych – często nie mamy siły dokończyć biegu, bo nie sprzyjają nam, ani warunki, ani nastrój, ani pogoda, jednak kończymy zamierzony bieg, jednocześnie pokonując swoje słabości. Ponadto bieganie uczy konsekwencji – tak często mi się nie chce wstać z łóżka i poświęcić tej godzinki na bieganie, w momencie gdy mogłabym ją przeznaczyć na odpoczynek. Jednak wstaje i biegnę. I najważniejsz – bieganie to ogromna satysfakcja, którą polecam każdemu. No a poza tym, już raczej nigdy sprzed nosa nie ucieknie ci autobus, bo bez problemu go dogonisz! Bieganie jest praktyczne!
Bieganie może zmienić twoje życie, na pewno czegoś by mi brakowało bez niego. Tak naprawdę możesz zacząć biegać w każdy wieku, przy niewielkim nakładzie finansowym – wystarczą dobre buty. No i odpowiednia motywacja i chęć, przede wszystkim. Nie musisz robić życiówek, nie musisz nawet mieć Endomondo, czy innej aplikacji, liczącej spalone kalorie, tempo, dystans i czas. Możesz biegać, jak ja, for fun. A fun jest duży serio. Nikt mnie nie goni, i nikt mnie nie ocenia. Bieganie daje mi pozytywny haj – w końcu to czyste endorfiny! Zresztą – bieganie ostatnio jest popularne, bo jest naprawdę fajne! No to co? Go Forest go!