Być jak Carrie

Drobna sylwetka, burza loków i tiulowa sukienka. Carrie Bradshaw wraz ze swoją osobliwą stylówką z lat 90tych, na dobre skradła serca wszystkich kobiet. Rumieniły się na samą myśl o jej odważnych felietonach, zazdrościły pokaźnej szafy i powielały jej błędy w relacjach z facetami. Można się spierać ile dobrego, a ile złego przyniosły współczesnym kobietom bohaterki „Seksu w Wielkim Mieście”, ale jedno jest pewne   tak kultowego, „babskiego” serialu wcześniej nie było i nie wiadomo czy jeszcze będzie.

hbo.com

Na początku trzeba wyraźnie zaznaczyć – tekst nie został stworzony w celu obalania mitów, jakimi karmią nas mieszkanki Manhattanu i przeliczaniu ich rocznych wydatków, które zdecydowanie przekraczałyby pensję jakiejś tam felietonistki. Chodzi o postać: jej wymiar charakterologiczny i styl życia. Uzależnienie od facetów, Carrie lekką ręką zamieniła na słabość do butów Manolo Blanica. Dla nich jest skłonna siedzieć do późna nad felietonem, rezygnować z przyjemności, zmieniać plany. Mamy wrażenie, że nigdy nie zrobiłaby czegoś podobnego dla samca.

Pudło. Abstrahując od disneyowskiego podejścia do prozy życia (wieczne bankiety i pieniądze rosnące na ulicy), Carrie miała być pod względem uczuciowy kobietą z krwi i kości. Niedoskonałą, walczącą z wąsikiem, palącą, prowadzącą niezdrowy tryb życia i kochającą. Kochającą często niewłaściwych facetów, dla których pomimo wszem i wobec wygłaszanych feministycznych teorii, w środku nocy upiekłaby ciasto i zawiozła pod drzwi. Bo Carrie nie miała być postacią zdehumanizowaną, to kobieta z krwi i kości. Chociaż silna i inteligentna, czasem całkowicie bezradna wobec męskiej (w tym wypadku nieczułej) natury. Tu jednak wyłania nam się kolejna cecha ludzkiej natury, powolne i mozolne, ale jednak postępujące uczenie się na błędach. Może nie za 3, nie za 10, ale już za20 razem nie polecę do niego wprost po telefonie znikąd. Nie będę się godzić na to, że znika bez śladu, zacznę uwzględniać siebie w tym związku i przede wszystkim – przekonam się, że życie w pojedynkę nie musi od razu oznaczać zapisania się do kółka brydżowego i zakupu kota.  Postrzeganie samej siebie przez pryzmat własnych dokonań, cech i oczekiwań, to w stosunku do poprzednich epok, nieco rewolucyjne myślenie o kobiecym losie. Jak się okazuje pojawiający się nagle książę na białym koniu wcale nim nie jest. Na ogół nie pisze sonetów, a jego koń to zwykły osiołek, którego powstydziłby się nawet Don Kichot. To nie znaczy, że jest wybrykiem natury.  To się nazywa rzeczywistość. Nasz świat nie ma wiele wspólnego ze światem wykreowanym przez Walta Disneya. Nasze księżniczki palą, czasem przeklinają i używają wibratorów, a każdy książę uwielbia grać w Fifę, pić piwo i komentować piersi sąsiadki z dołu. Im szybciej przyzwyczaimy się do naszych niedoskonałości, tym lepiej dla naszego stanu psychicznego.  Wymagając od partnera bóg wie czego, warto pamiętać, że żadna z nas nie wygrała konkursu na sobowtór Śpiącej Królewny. Związki międzyludzkie to sztuka kompromisu, a to, że ktoś nie zabiera cię na randki na homara albo uwielbia majsterkować, w czym wcale nie przypomina ci boskiego Gosslinga, nie znaczy, że musisz go od razu skreślać. Carrie by powiedziała: więcej luzu.

Choć walory intelektualne serialu mogą być kwestią dyskusyjną, nie ulega wątpliwości, że Sarah Jessic Parker wprowadziła w nasze życie niemałą rewolucję.  Przez wielu obserwatorów Carrie jest nazywana jedną z ikon feminizmu.

W 2003 roku podczas wykładu na Uniwersytecie Nottingham Helen Richards ogłosiła, że Carrie Bradshaw była żeńskim odpowiednikiem tego, kogo w literaturze nazywa się flâneur. Richards określa flâneur jako prekursora niezwykle popularnego obecnie typu dziennikarstwa. Historia tego słowa odsyła nas do XIX wieku i rewolucji przemysłowej, której jednym z efektów było tworzenie się dużych metropolii. Wtedy w sposób szczególny literaci upodobali sobie rolę obserwatora, który przechadza się uliczkami i komentuje życie miasta. dyskretny wędrowiec przemierzający metropolię stał się wkrótce znany jako ów Flâneur, termin pochodzi od francuskiego słowa „spacer”. Flâneur był jednym z ulubionych tematów filozofa Georga Simmla, często pojawiał się też w poetyckiej twórczości Charlesa Baudelaire’a. Flâneur to ktoś, kto posiada celne spostrzeżenia, lustrujące spojrzenie i potrafi w zobiektywizowany sposób opisywać mieszkańców wielkich metropolii. Wysuwać celne socjologicznie wnioski o kondycji natury ludzkiej, trendach jakie kierują mieszkańcami, a przede wszystkim swoje spostrzeżenia czynione dla czystej przyjemności, lekko i dosadnie przenosić na papier. Opis pasuje do Carrie, prawda? Bradhsaw ma swoją kolumnę w gazecie,jest felietonistką i w zasadzie perypetie z każdego odcinka stanowią bazę wyjściową do jej kolejnego tekstu. Opisuje doświadczenia swoje i najbliższych. A że wszystko kręci się wokół relacji damsko-męskich… cóż. Carrie jako ambasadorka Nowego Jorku i jego nieodłączna część doskonale wie, czego zawsze brakuje zaganianym, zabarykadowanym w swoim życiu ludziom. Niekoniecznie nowojorczykom.

Katarzyna Mierzejewska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ