Gwiazdy, które odeszły za wcześnie
„Żyj szybko, umieraj młodo i zostaw po sobie ładne zwłoki”. Przekaz z filmu „Easy Rider” najlepiej oddaje filozofię, jaką wyznawali ci, którzy choć szybko skończyli żywot, na zawsze wpisali się w historię popkultury. Już za życia stali się legendami, a po śmierci ich popularność wcale nie spadła. Nadal mają rzesze wyznawców na całym świecie. Ich odejście odcisnęło wielkie piętno na świecie muzyki czy filmu, a ich życie to gotowy scenariusz filmowy.
Freddie Mercury
Naprawdę nazywał się Farrokh Bulsara. Zdrobnienia „Freddie” zaczął używać na chwilę przed przybyciem do Wielkiej Brytanii, a nazwiska „Mercury” w chwilę po uformowaniu się zespołu Queen. Przed występami zawsze zjadała go trema i choć „Bohemian Rhapsody” to popis jego gry na pianinie, bardzo niechętnie siadał do tego instrumentu. Bał się porażki. Mimo to scena była jego żywiołem. W końcu posiadał czterooktawowy, bardzo charakterystyczny głos. Nigdy nie przeszedł profesjonalnego treningu wokalnego, a mimo wszystko potrafił zaśpiewać nawet najtrudniejsze partie operowe, nie ustępując pola hiszpańskiej śpiewaczce operowej, Montserrat Caballe, z którą nagrał całą płytę. O tym, że jest chory na AIDS dowiedział się 1987, jednak długo starał się zaprzeczać temu faktowi. Nawet pomimo bardzo widocznych objawów, m.in. mięsaków Kaposiego na dłoniach i twarzy, muzyk nie chciał przyznać, że stan jego zdrowia się pogarsza. Jednak z czasem nawet krótki zarost i makijaż nie były w stanie ukryć dolegliwości, a postępująca choroba na tyle pogorszyła jego wokal, że ostatni koncert Mercury dał w październiku 1988 roku. Zmarł 3 lata później, a w jego ostatniej drodze towarzyszył mu partner, Jim Hutton. Fani długo nie mogli się otrząsnąć po jego śmierci, a fakt, że Freddie już nigdy nie nagra płyty, to wielkie cios dla świata muzyki. Do tej pory sądzono, że jego prochy rozsypano w Jeziorze Genewskim. Jednak rok temu dokonano sensacyjnego odkrycia. Według brytyjskich mediów grób lidera Queen znajduje się na jednym z cmentarzy w zachodnim Londynie.
John Lennon
To absolutna ikona popkultury. Założyciel zespołu The Beatles, znakomity tekściarz i obrońca praw człowieka. Choć to gitara stanowiła jego znak rozpoznawczy, pierwszym instrumentem Lennona była harmonijka ustna. Jego rodzice rozwiedli się, gdy miał 4 lata. Ojciec Lennona był marynarzem i nie miał kontaktu z synem przez 17 lat, spotkali się ponownie dopiero w 1964 roku, czyli u szczytu kariery Johna. Był absolutnym ekspertem w tworzeniu muzycznych hitów, praktycznie każda jego kompozycja odbijała się szerokim echem w świecie muzyki. Szczególnym sentymentem darzył sztandarową piosenkę Beatlesów „All you need is love” oraz „Something”, kompozycję Georga Harrissona. Po przeprowadzce do Stanów, jego postać zaczęła wywoływać wiele kontrowersji. Głównie przez to, że Lennon w sposób szczególny angażował się w ruch pacyfistyczny, głośno potępiał działania amerykańskie w Wietnamie oraz brał udział w ulicznych manifestacjach. Spora w tym zasługa jego muzy i kobiety, której ufał bezgranicznie, Yoko Ono. Mówi się z przekąsem, że to ona skłóciła ze sobą chłopców z Liverpoolu i położyła kres ich grupowej karierze. Od momentu związania się z azjatycką artystką, John skupił się na karierze solowej i tworzeniu piosenek-manifestów. Przed śmiercią powiedział w wywiadzie dla BBC: „Czuję się bardzo bezpiecznie w Nowym Jorku. Myślę, że w żadnym miejscu tego miasta nie mogłoby mi stać się nic złego”. 2 dni później, Lennon zginął przed bramą swojego domu. Słynne zdjęcie przedstawiające nagiego Lennona obejmującego Yoko Ono, które później zostało wykorzystane na okładce czasopisma „Rolling Stone”, zostało zrobione na siedem godzin przed jego zabójstwem.
Jim Morrisson
Zawsze uważał siebie bardziej za poetę niż za muzyka. Zaliczany jest z resztą do grona tzw. poetów wyklętych. Był wokalistą The Doors, zespołu który stanowił kwintesencję i symbol przełomu lat 60/70tych i właścicielem jednego z najbardziej charyzmatycznych głosów historii muzyki. W jego poezji i tekstach piosenek widać wyraźnie tendencje romantyczne i surrealistyczne. Zaczytywał się w pismach Friedricha Nietzschega, poezji Arthura Rimbaud i Williama Blake’a, a także powieściach Franza Kafki i Jacka Kerouaca. O koncertach The Doors mówił, że są jak „zgromadzenia zwołane by przeprowadzić krytyczną, zbiorową wymianę zdań”. Fascynujące i kontrowersyjne życie było pełnym odzwierciedleniem jego rockowej duszy. Muzykę chciał wynieść do poziomu wyrafinowanej sztuki, mającej moc przeprowadzania politycznych i społecznych zmian. Jego piosenki to w dużej mierze efekt wizji, jakich doznawał po eksperymentach z LSD czy haszyszem. Podczas koncertów mówił o obalaniu rządów, wolnej miłości, seksie, narkotykach i absurdzie współczesnego świata. Przez trudny, bezkompromisowy charakter często miał utarczki z prawem. To i chęć skupienia się na poezji, spowodowała decyzję o przeprowadzce do Paryża. Zmarł w swoim paryskim mieszkaniu w Le Marais z powodu przedawkowania heroiny.
James Dean
Był wyjątkowo zdolnym i krnąbrnym mężczyzną. Kreacje, na miarę swoich możliwości stworzył tak naprawdę tylko w trzech filmach. Pierwszą w adaptacji książki Johna Steinbecka wg. Elii Kazana, „Na wschód od Edenu”, gdzie grał niepogodzonego ze swoim losem i skłóconego z ojcem Caleba. Kolejną, najbardziej pamiętną i wymowną postać, stworzył w „Buntowniku bez powodu” Nicholasa Ray’a. Rola nastolatka, Jima Starka uczyniła z niego wieczny symbol buntu i niezgody wobec zastanego porządku świata. Jest pierwszą osobą, która otrzymała pośmiertnie nominację do Oscara w kategorii najlepszy aktor. Pierwszy buntownik kina umarł tak jak żył-szybko. Zginął w swoim srebrnym porsche, które pieszczotliwie nazywał „Little Bastard” (Mały łajdak). Wypadek wydarzył się na drodze z Los Angeles do Saliny, w Cholame – na skrzyżowaniu autostrad 466 i 41. Jadący z naprzeciwka ford nie zauważył rozpędzonego auta. Miał 24 lata. Śmierć Jamesa Deana była dla świata szokiem. Bardzo szybko otoczono ją falą spekulacji. Parę tygodni przed wypadkiem James wystąpił w filmie reklamowym który promował bezpieczną jazdę. Radził w nim młodym ludziom za kółkiem: „Jedźcie ostrożnie. Ocalicie swoje życie, a może i moje”. Ale sam James często powtarzał, że nie zamierza dożyć trzydziestki.