deprywacja sensoryczna

Like – nowa waluta, ale po co jej potrzebujemy?

Chyba nie muszę go nikomu przedstawiać wspomnianego w tytule 'likea’. Od czasów powstania Facebooka, oraz jego popularyzacji, wszyscy wszystko 'lajkują’.

Mark Zuckerberg miał dobry pomysł – nie można mu tego odmówić – w końcu został najmłodszym miliarderem świata, bo to za jego sprawą powstał najpopularniejszy, (choć, w moim odczuciu, dziś trochę 'zjedzony’ min. przez Instagram), ogólnoświatowy serwis społecznościowy. Każdy zapewne wie o czym mowa, ale dla jasności napiszę, że chodzi o Facebooka. Na którym mamy możliwość tworzenia grup, wydarzeń, wymiany wiadomości. To 'miejsce’ wirtualnych spotkań – czasem tych po latach!

Podobno przeciętny użytkownik spędza na fb w granicach 20 minut dziennie. Czy to poruszając się komunikacją miejską, czy chociażby idąc ulicami miasta. Dzieje się tak niezależnie od tego czy są to Katowice, czy jest to Warszawa i widząc co się dzieje w okół – zdecydowanie się z tym nie zgadzam! Statystyczne 20 minut to wg. mnie realnie co najmniej 1/2 naszego dnia – totalny pochłaniacz czasu!

Wszędzie klikamy i przesuwamy wall’a w dół, i w górę, i tak ciągle – w oczekiwaniu, czy może pojawiło się coś nowego. Czy może nasza stara znajoma ze szkolnej ławki jest w ciąży (słyszałaś takie plotki – ale z niepewnego źródła – no to facebook potwierdzi), czy nasz sąsiad znowu kupił nowe auto (i oglądamy je na zdjęciach na fb, zamiast wyjrzeć przez okno), czy ciocia Ela znowu wyjechała na Bali i się z tym odnosi w sieci (by pokazać stan swojego portfela), a może przybyły nam nowe 'lajki’ pod ostatnim postem o tym, że kupiłam nowego kotka i wstawiłam jego zdjęcia opatrzone opisem 'sweet kitty’.

Lajki, lajki, lajki, zasypują nas zewsząd! Po Facebook’u przyszedł czas na inne portale, które powielają filozofię lajkowania! Na insta czy tumblrze odpowiednikiem lajka są serduszka, i tak wszędzie… Obecnie to całkiem niezły biznes – wielu jest blogerów- modowych, kulinarnych- jakichkolwiek, fitnesiarzy czy podróżników, którzy wybili się właśnie dzięki ilości lajków. To nowa waluta, całkiem opłacalna. Od ich ilości (czyli jednocześnie konsumentów posta bądź zdjęcia, bo inaczej nazwać już się tego nie da) zależy ilość zarobków takiego blogera. Zarabia on na nas – na naszych kliknięciach w czerwone serduszko czy kciuk uniesiony do góry. 

No i fajnie, lajkujmy sobie wszystko i cieszmy się z naszej social popularności, ale wszystko w granicach normy. Nastolatki idące za trendami, szokujące bądź wyzywające zdjęcia – i to wszystko dla serduszka. Znudzona i zmęczona wracam z pracy w poniedziałkowy wieczór, następna stacja – metro Wilanowska- dwie nastolatki (wyglądają na 18, ale w końcu mocny makeup postarza – to chyba celowo, więc pewnie mają lat… może 14?)

Ich rozmowa „- stara, widziałaś moje ostatnie zdjęcie na insta? -no, jest mocne, twój tyłek dobrze wygląda. Skąd te szorty, też muszę sobie takie kupić – nieważne stara, patrz ile mam lajków!” Ta druga chyba tylu lajków nie miała pod swoim zdjęciem 'tyłka’ bo jakoś ani nie pogratulowała, ani nic, a na jej twarzy zarysowała się lekka zazdrość bądź nawet złość? Milczała resztę drogi. Wysiadłam na Marymoncie, nie wiem jak potoczyły się losy dziewczyny bez lajków, ale podejrzewam, że gdy już dotarła do domu próbowała zrobić zdjęcie w lustrze, eksponujące jej atuty, które 'zje’ sieć i przebije kumpele, by już nigdy nie poczuć się jak wtedy w metrze.

Wniosek natomiast jest jeden – co wynika z ery lajków? Albo zachwyt nad sobą i tym jacy jesteśmy fajni- w końcu zbieramy tyle kliknięć, albo ilość narastających kompleksów, jak u dziewczyn z metra.

Czy serio nasza wartość człowieka, uroda i osobowość są liczone w lajkach? Czy skoro mam ich mniej niż ty – jestem w czymś gorsza? A może nie ma mnie wcale – bo w końcu – jeśli nie ma Cię w sieci- nie ma Cię w ogóle – daje dislike’a, odpalam tryb off-line i idę nad wodę, szkoda lata na lajki!

A Tobie na zakończenie powiem, ze prawda o lajkach i ich ilości jest taka, że są pewne wytyczne- to czy wpasujesz się w panujący typ urody (obecnie króluje kanon Kylie Jenner) czy masz odpowiednie metki na sobie i właściwie je oznaczasz. No albo to ile lajków sobie kupisz – tak, serio, takie 'internetowe świry’ też istnieją. Nie często ilość lajków wyznacza to jak bardzo jesteś lubiany, co masz do powiedzenia. Jak dobre są twoje posty, lub jak świetne jakościowo, kreatywne i oryginalne zdjęcia wrzucasz do sieci! Więc zbieraj się i też chodź nad wodę! Możesz tam porobić fajne zdjęcia, ale nie koniecznie od razu musisz je umieszczać w sieci i czekać na lajki- tak naprawdę one nikogo nie obchodzą, poza tobą samą!

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ