Kontrowersyjne „Płynące wieżowce”
22 listopada na ekrany naszych kin wszedł film „Płynące wieżowce“, polska produkcja opowiadająca o młodym chłopaku poszukującym swojej drogi życiowej, między innymi na poziomie seksualnym. Na swojej ścieżce spotyka innego chłopaka, w którym się zakochuje. Ta polska produkcja już od momentu premiery wywołała kontrowersje.
Nasz główny bohater, Kuba (Mateusz Banasiuk) jest młodym członkiem drużyny pływackiej. Mieszka w Warszawie z matką (Katarzyna Herman) i swoją narzeczoną Sylwią (Marta Nieradkiewicz). Jego życie wydaje się być poukładane i droga wytyczona. Jednak kiedy na jednej z imprez poznaje Michała (Bartosz Geiner) chłopak zaczyna odkrywać, czego brakowało mu w jego obecnym życiu. Początkowo nie chce przyjąć do wiadomości swojej orientacji seksualnej – koliduje z jego pojęciem męskości, które jest w gruncie rzeczy bardzo stereotypowe – z czasem akceptuje siebie i sprawdza swoje uczucia.
Michał nie kryje swojej orientacji. I, w przeciwieństwie do Kuby, ma on wsparcie w swojej matce (Izabela Kuna), która jest zaangażowana i zainteresowana życiem swojego syna. Nie ciąży na nim presja podobna do tej, którą odczuwa Kuba. Gdy ten decyduje się wytłumaczyć swojej dziewczynie i matce co się dzieje, ich pierwsza reakcja jest dość gwałtowna i nieprzychylna. Później te dwie kobiety będą bardzo się starać, aby chłopak „wrócił na właściwą drogę“.
Po „W imię“ na ekrany naszych kin wszedł kolejny obraz traktujący o trudnym i kontrowersyjnym temacie. Dla Tomasza Wasilewskiego, reżysera „Płynących wieżowców“, to nie jest pierwszy film opowiadający o komplikacji relacji międzyludzkich. W 2012 roku nakręcił „W sypialni“ – obraz opowiadający o kobiecie, (Katarzyna Herman), która przyjeżdża do Warszawy. Aby mieć gdzie spędzać noce przez Internet umawia się z różnymi mężczyznami, których usypia środkami nasennymi. Żyjąc w taki sposób poznaje Patryka (Tomasz Tyndyk). Związek z nim jest impulsem i punktem zwrotnym w jej egzystencji.
Ponownie w swoim nowym filmie Tomasz Wasilewski sięga po temat nietypowych z punktu widzenia naszego społeczeństwa związków. Pokazuje jak trudne decyzje muszą podjąć jego bohaterowie i z jak nieprzychylnymi reakcjami muszą się spotkać po dokonaniu wyboru. Wszystko osadzone jest w kontekście Warszawy, która w jego filmach jest wielką, nieprzyjazną metropolią bez osobowości.
Jednak, jak podkreślił sam reżyser, nie chciał on zrobić filmu zaangażowanego społecznie. Na spotkaniu w Kinie Praha w ramach cyklu „Janusz Wróbelwski przedstawia“ tak interpretuje kontrowersje na jego temat: „Może w kontekście sytuacji, w której teraz film się znalazł, społecznej czy politycznej, w Polsce, on wywołuje pewne emocje i można by pomyśleć, że coś przełamuje i jakieś tabu. Na pewno nowy jest sposób patrzenia na bohatera o orientacji homoseksualnej, ponieważ generalnie zazwyczaj w kinie, tu nawet nie chodzi o polskie kino, ale kino wszystkich krajów postkomunistycznych […] jest jakieś 20-25 lat za Zachodem, i to o to chodzi, to jest ta różnica.“ [źródło: Youtube.com]
Coś jest na rzeczy w jego wypowiedzi. Biorąc pod uwagę wydarzenia z 11 listopada jest w naszej kulturze jeszcze wiele do zrobienia pod względem tolerancji i akceptacji osób nieheteronormatywnych przez ogół społeczeństwa. Ten film jest zdecydowanie opowieścią, na którą bardziej konserwatywna jego część nie jest jeszcze gotowa. Chociaż patrząc z perspektywy czasu (od premiery minęło już go sporo), nie wywołał on aż takiego oburzenia i kontrowersji, jak „W imię“.
Szansę na stworzenie zamieszania wokół siebie ma z kolei inny polski film, „W ukryciu“. Wyreżyserowany przez Jana Kidawę- Błońskiego opowiada o lesbijskim romansie między córką polskiego inteligenta a młodą Żydówką ukrywającą się przed hitlerowcami. Ciekawa jestem reakcji środowisk narodowych, przede wszystkim ze względu na okoliczności dziejowe, w których toczy się akcja filmu. W końcu w historii Polski, będącą w ich rozumieniu zbiorem chwalebnych czynów Polaków, nacechowaną martyrologiczne i traktowaną z pietyzmem, nie ma miejsca na tego typu opowieści. Nasi bohaterowie historyczni są przedstawiani jako wybitnie heteroseksualni, a zazwyczaj po prostu pomija się ten aspekt ich egzystencji. Nie ma tu miejsca na inne rozwiązania.
Dlatego też o ile opowieść o dwóch chłopakach z warszawskiego blokowiska może nie wywołać aż takiego skandalu, to już „W ukryciu“ ma szansę na sprowokowanie do przemyśleń i do kontrowersji, szczególnie wśród tych członków naszego społeczeństwa, którzy nie dopuszczają do siebie myśli, że Maria Konopnicka, autorka „Roty“, mogłaby być lesbijką i w większości uznają homoseksualizm za dewiację. Dlatego ten film może być nie tylko dobrym sprawdzianem nie tylko naszej demokracji, ale tolerancji i zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości. Ale niestety nie spodziewam się, żebyśmy my, jako Polacy, ten egzamin zdali…
Anna Myślińska, fot. filmweb