Nowatorska szkoła…
Szkoła, w której to dzieci decydują o tym, kiedy i czego chcą się uczyć? Szkoła, w której na pierwszym miejscu stawia się szacunek okazywany uczniowi? Utopia? Niekoniecznie!
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o szkole demokratycznej nie mogłam uwierzyć, że taka inicjatywa może w jakimkolwiek miejscu na ziemi odnieść sukces. Okazuje się, że na świecie od ponad 100 lat działają tego typu instytucje. Postanowiłam zbadać zagadnienie u źródła. Poprosiłam Michała Jankowskiego, członka zarządu Fundacji „Edukacja Demokratyczna”, aby opowiedział mi, czym tak naprawdę są szkoły demokratyczne…
Paulina Ostapiuk: Na czym polega edukacja w szkole demokratycznej?
Michał Jankowski: Szkoła demokratyczna opiera się na koncepcji edukacji demokratycznej, czyli na takim podejściu do wiedzy, gdzie uczenie się następuje z własnej woli, a nie pod przymusem czy pod „dyktando”. Zasady panujące w tej szkole są bardzo proste: jesteśmy jedną społecznością, wszyscy mamy zarówno takie same prawa jak i obowiązki, darzymy się wzajemnym szacunkiem. Nie funkcjonuje zjawisko autorytaryzmu, czyli zarządzania innymi osobami. Dorośli nie mają prawa niczego uczniom narzucać, ponieważ każdy jest równoprawny.
P.O.: Jak to działa? Czy to na dzieciach spoczywa obowiązek organizowania sobie edukacji?
M.J.: Musimy przestrzegać prawa obowiązującego w Polsce, dotyczącego edukacji. Można to robić na dwa sposoby: pierwszy to ten tradycyjny, który wymaga od ucznia przebywania konkretnej liczby godzin na terenie szkoły, zgodnie z planem lekcji, i drugi ten, z którego my korzystamy: zwolnienie z obowiązku przebywania w szkole, ale wówczas jest konieczność zdania tak zwanego egzaminu klasyfikacyjnego, który narzuca podstawę programową.
P.O.: To znaczy, że jest pewien zakres wiedzy, który każde dziecko musi znać i nie ma od tego odstępstw?
M.J.: Tak. Prawo mówi, że są pewne kompetencje, które każdy uczeń musi przyswoić, tak jak nauka pisania czy liczenia. Natomiast przepisy dotyczące obowiązku szkolnego pozwalają na to, by każde dziecko mogło się uczyć we własnym, indywidualnym tempie.
P.O.: Czy to oznacza, że szkoły demokratyczne w Polsce traktowane są podobnie jak edukacja domowa i podlegają pod takie same przepisy? Bo przecież każdy rodzic może uczyć swoje dzieci w domu, pod warunkiem, że realizuje program narzucony przez Ministerstwo Edukacji.
M.J.: I tak, i nie. W przepisach o oświacie nie występuje taki termin jak edukacja domowa, tylko edukacja pozaszkolna. Z tej formuły korzystają edukatorzy domowi i korzystamy my, czyli szkoły demokratyczne.