Doświadczając rasizmu

„Jaka jest różnica między rasistą a turystą? Dwa tygodnie”– to pierwszy żart jaki usłyszałam po przylocie do Indonezji. Niestety, po wcześniejszych doświadczeniach związanych z życiem w kulturze o 180 stopni odmiennej niż ta, w której się wychowałam, muszę się z nim zgodzić. Rasizm w moim odczuciu działa jednak w dwie strony. Deprecjonując, dla przykładu jeden kolor skóry, uwznioślamy wartości przypisywane innemu kolorowi. Pierwsze zjawisko nazwijmy umownie negatywnym, a drugie pozytywnym, dodatnim. Jak to jest doświadczać „pozytywnego” rodzaju rasizmu?

fot. If Asians Said The Stuff White People Say, BuzzFeedYellow - www.youtube.com/watch?v=PMJI1Dw83Hc

Indonezyjczycy są niezwykle przyjaznym i pomocnym narodem. Z przyjemnością wskażą ci drogę, nakarmią i zaproszą na wesele córki. Zaopiekują się tobą starannie, ponieważ bule (ind. ‘obcokrajowiec’, a w praktyce ‘białas’) w ich przekonaniu z natury nie radzi sobie w azjatyckich warunkach. Nic w tym złego, nie zawsze łatwo jest się tu odnaleźć. Jednak bycie wytykanym przez dzieci na ulicy palcami z radosnym okrzykiem „Bule!” i „Hello Mister!”(odróżnienie męskiego od żeńskiego osobnika bule przy podstawowej znajomości języka angielskiego nie jest rzeczą oczywistą) bywa zastanawiające. Wyobrażam sobie zawsze wtedy, co by było, gdyby w naszym kraju taki sam los spotykał osoby o odmiennym kolorze skóry niż ten, reprezentowany przez większość naszego społeczeństwa. Brzmi lekko niepoprawnie politycznie, czyż nie? Moje wątpliwości związane z poprawnością polityczną rozwiał jednak formularz, z jakim musiałam się zmierzyć w urzędzie imigracyjnym. Pytania o kolor skóry, zaraz obok pytań o narodowość i religię, nie wyobrażam sobie w urzędach imigracyjnych w Polsce.

Zaciekawienie obcokrajowcami bywa uciążliwe, choć w większości przypadków jest czymś miłym. Można się przyzwyczaić do ciągłego odpowiadania na te same pytania: Skąd pochodzisz? Gdzie mieszkasz? Przyjechałeś na wakacje czy do pracy? Ile masz lat? Masz męża? W ramach ciekawostki dodam, że w języku indonezyjskim odpowiedź na ostatnie pytanie brzmi belum, czyli ‘jeszcze nie’. Jak widać, niezamężność w tym kraju jest jedynie stanem przejściowym, w którym z nieukrywaną nadzieją oczekuje się na odmianę złośliwego losu.

Wracając do rasizmu. Indonezyjczycy nie widzą niczego złego w podejściu do Ciebie na ulicy i powiedzeniu, że jesteś piękna, bo masz taki ładny kolor skóry. Coś w tym jest, bo znalezienie w drogerii niewybielającego kremu graniczy z cudem. Rasizmu w tym nie widzę, bo ma prawo mi się podobać taki kolor skóry, jaki odpowiada moim estetycznym gustom. Choć gdy ta sama osoba na ulicy wskaże palcem młodą, atrakcyjną Indonezyjkę i przedstawi ją jako brzydką, bo brązową, to czuję niesmak. W sumie, nie ma na co narzekać. Taka rzeczywistość nauczyła mnie, że biała dziewczyna w indonezyjskim klubie nie płaci za alkohol. Tu niesmaku już nie czuję, bo drink w stolicy muzułmańskiego kraju jest wydatkiem często nie na dziennikarską kieszeń. Mężczyźni nie mają już tak dobrze, choć oni na drogie drinki mogą sobie dorobić. Podobno w Indonezji powszechne jest zatrudnianie białych mężczyzn na stanowisko pozera na biznesowe spotkania. Wystarczy siedzieć w garniturze i w ten sposób podnosić wartość rynkową naszego pracodawcy w trakcie negocjacji. 

Proszę mnie źle nie zrozumieć, umownie przeze mnie nazwany pozytywny rasizm, nie jest niczym dobrym. Jak każdy przejaw rasizmu opiera się na stereotypach. Biały jest bogaty, jego ojczystym językiem jest angielski i ma wygórowane wymagania. Obraz równie prawdziwy jak ten, przedstawiający wszystkich Azjatów jako matematycznych geniuszy. 

Hanna Gajewska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ