Wysoka cena za tanie produkty

Jakiś czas temu warszawiaków zelektryzowała informacja o postawieniu supermarketu w miejscu kultowego już kina Femina. Ekonomia jest bezlitosna, a dyskont jest w stanie zaoferować właścicielowi budynku większą sumę pieniędzy. Warszawiacy zyskają kolejne miejsce do tanich zakupów. Coraz częściej mówi się jednak, jak wielką cenę muszą płacić pracownicy supermarketów. I nie chodzi tu bynajmniej o droższe artykuły. Z kolei pracodawcy są zmęczeni  ciągłą medialną nagonką i podają setki przykładów na swoje usprawiedliwienie. Gdzie leży prawda? 

supermarket obrazlife4style

Temat łamania, przez wielkie sklepy, praw pracowniczych, powraca co jakiś czas jak bumerang. Zatrudnieni skarżą się, że harują ponad siły, a dyrekcja jest głucha na wszelkie apele dotyczące podwyżek czy zmiany trybu pracy. Coraz częściej szepcze się po kątach o planowanych strajkach. W tej walce to jednak pracownik jest zawsze poszkodowany. On potrzebuje etatu, żeby wykarmić rodzinę, koncern bez problemu znajdzie sobie jego substytut.  „Krnąbrny” pracownik odchodzi z łatką pracownik niereformowalny lub brak zaufania do pracownika.

 

Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. Obie strony przedstawiają skrajnie różne poglądy na temat warunków pracy. Aby być obiektywnym, należało wysłuchać także racji pracodawcy.  – Nasza firma od lat podejmuje szereg działań, mających na celu stworzenie najlepszego środowiska pracy w branży. Ze względu na skalę prowadzonej działalności (największy prywatny pracodawca w Polsce) wdrożyliśmy rozwiązania, mające charakter systemowy. Ich zadaniem jest zagwarantowanie każdemu pracownikowi możliwości zgłaszania ewentualnych nieprawidłowości, a ze strony firmy podejmowanie działań prowadzących do ich natychmiastowego wyeliminowania – twierdzą przedstawiciele Jeronimo Martins Polska.

Z taką opinią nie zgadza się pewna grupa oburzonych i rozczarowanych pracą w dyskoncie. Według nich na zmianie zamiast pięciu osób, gorączkowo po sklepie uwijają się dwie, które muszą być wtedy ekspertami od wszystkiego. Z kasy lecą kroić mięso, potem zahaczają jeszcze o dział z owocami, żeby na końcu przedrzeć się przez zaplecze w celu uzupełnienia zapasów. Ludzie boją się awansować, bo przy wątpliwych korzyściach oznacza to po prostu większą presję i konieczność musztrowania swoich kolegów ze zmiany. Trzeba się pilnować, bo za kilka nagan dostaje się ekspresowe wymówienie.

 

Jeronimo stanowczo odrzuca te zarzuty. Zdaniem przedstawicieli firmy taki surowy osąd nie wskazuje na chęć pokazania faktów, tylko stanowi próbę sztucznego wzbudzenia zainteresowania ze strony opinii publicznej, eliminując  możliwość obiektywnej oceny rzeczywistego stanu rzeczy przez społeczeństwo. 

Mimo to, czara goryczy powoli się przelewa. Ostatnio związki pracowników Lidla i Tesco, zaczęły ostrzej domagać się wzrostu płac. Pracownicy Lidla skarżą się, że zarabiają czterokrotnie mniej niż osoby zatrudnione w Niemczech. Jak można się domyślić, te stawki porównywane są do głodowych. A u naszych zachodnich sąsiadów? Szacuje się, że w przeliczeniu na złotówki, pracownicy zarabiają ponad 5 tysięcy. Oczywiście pensja jest dostosowana do drogiego życia w strefie euro, aczkolwiek trzeba pamiętać, że w Polsce działa wciąż niefortunna zasada: pensje wschodnie – ceny zachodnie.

Pensje naszych pracowników z roku na rok rosną i konsekwentnie zmniejsza się różnica między poziomem wynagrodzeń pracowników w Polsce i w krajach Europy Zachodniej – mówi Anna Biskup, rzecznik prasowy Lidla. – W marcu tego roku wszyscy pracownicy sklepów i centrów dystrybucyjnych zostali objęci 7-proc. podwyżką. 

W dyskontach pracownicy są zatrudniani wielowymiarowo, czyli zajmują się niemal wszystkim, od sprzątania po rozpakowywanie towaru. Burzą się, bo ich zdaniem, właściciele odkładają w czasie podwyżki, tłumacząc się zbieraniem sił po kryzysie. Pracownicy wątpią jednak w szczerość tych słów, bowiem kryzys w handlu był właściwie prawie nieodczuwalny.

Grafiki zmieniają się nawet 40-60 razy w miesiącu, więc pracownicy nie mogą zaplanować życia prywatnego. Brakuje etatów, pracownicy są przeciążeni do tego stopnia, że boją się iść na piętnastominutowe przerwy – relacjonuje Piotr Adamczak, przewodniczący „Solidarności” w Biedronce.

 

Jeronimo podważa zarzuty o wręcz nieludzkim traktowaniu. –Podkreślamy, że wypracowywana przez lata polityka pracownicza w naszej firmie oparta jest na zasadzie otwartego dialogu i szacunku, zarówno z pracownikami, jak i przedstawicielami Związków Zawodowych.

Trudną sytuację finansową da się wytłumaczyć prawami wolnego rynku. Wiele firm lokuje swoje oddziały w Polsce, ze względu na oszczędności. Jeżeli chcą oszczędzać bardziej, a ceną produktu nie można już manipulować, to szuka się cięć w innych miejscach – uważa Mariusz Piotrowski, doktor prawa gospodarczego i prawa konsumenckiego na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu.

 

Dla pracodawców taka medialna burza jest niezrozumiała. –Chcielibyśmy zwrócić uwagę na fakt, iż firma Jeronimo Martins Polska podejmuje od lat wiele starań w celu zbudowania pozycji wiodącego pracodawcy na rynku. Podstawową formą zatrudnienia w JMP jest umowa o pracę. Firma oferuje swoim pracownikom konkurencyjne warunki pracy, w tym wynagrodzeń na wszystkich poziomach zatrudnienia. Minimalna płaca w JMP jest obecnie o ok. 20% wyższa od minimalnej płacy krajowej i wynosi 2 tys. zł brutto, ponadto pracownicy sklepów objęci są systemem premiowym. Wszyscy pracownicy mają też do dyspozycji rozbudowany pakiet socjalny, w tym program profilaktyki zdrowotnej czy programy pomocy potrzebującym-podają mnogie przykłady. 


Katarzyna Mierzejewska

gloswielkopolski.pl, wyborcza.pl 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ