Wardrobing – czy to już epidemia konsumpcji?
W ostatnim czasie coraz częściej spotykamy się z modą na noszenie ciuchów z metkami. Dzisiejsze czasy: modnych magazynów, drogich aut i ekskluzywnych butików – nikt nie chce przejść niezauważony. Coraz więcej osób pragnie zaznać odrobiny luksusu nawet, jeśli jego kieszeń nie jest na to przygotowana.
Bowiem podążanie za pędzącymi i ciągle zmieniającymi się trendami jest kosztownym zajęciem. Przybywa osób, które chcą uchodzić w otoczeniu za bogatszych niż są w rzeczywistości. Ważne jest dla nich uznanie i podziw innych. Wśród nich znajdują się także celebryci, którzy wypożyczają ubrania na gale i premiery –jednak często za pokazanie się w danej kreacji to oni dostają pieniądze.
W ostatnim czasie nowatorskim sposobem by „posiadać” ekskluzywne ubrania, bez utraty majątku jest – wardrobing. Polega on na kupowaniu, drogich modowych nowości, noszeniu ich bez usuwania metki – następnie zwracaniu z powrotem do sklepu.
Wardrobing dzieli się na: okazyjne wypożyczanie ubrań podczas dużych uroczystości takich jak: śluby, rocznice, ważna randka czy rozmowa o pracę, oraz na wypożyczaniu notorycznym, – na co dzień i bez większej okazji. Takie zakupy najczęściej odbywają się bez względu na koszt kreacji, ponieważ kupujący za pewien czas i tak odzyska swoje pieniądze.
Główną przyczyną wzrostu tego zjawiska są szybko zmieniające się trendy i kolekcje, które w następnym sezonie stają się bezwartościowe. Oczywiście istnieją modowe klasyki, jednak w dzisiejszych czasach chyba ubywa im sprzymierzeńców.
W Ameryce już zaczęto zwalczać ten proceder. Na przykład w Bloominglade –amerykańskim domu towarowym, postanowiono umieszczać specjalne znaczniki, bez których zwrot towaru jest niemożliwy. Na razie znaczniki zamieszczane są przy odzieży, której cena przekracza 150 dolarów. Póki, co polskie sklepy przymykają oko na takie „wypożyczanie” ubrań. Nie chcą tracić klientów. Jednak, jaki zarobek z takiej wymiany? No chyba, że nieszczęśliwie oderwie się metka…
Kamila Syga