[Test] Parrot Swing – lekki, niedrogi, piekielnie szybki
Testy Parrot Swing dobiegły końca. Przyszła pora na wystawienie oceny, która jest wypadkową odczuć z użytkowania, długości lotu na jednym ładowaniu, szybkości wirnikowca oraz ceny, jaką przyjdzie nam zapłacić za recenzowany sprzęt. Do rzeczy…
Drony stają się dobrem powszechnie dostępnym. Za kilkaset złotych możemy nauczyć się zasad ich działania, zaznając przy tym niebywałej frajdy. Kiedyś „mali” duzi chłopcy tworzyli wielometrowe trasy dla kolejki elektrycznej, dziś szybują w powietrzu, zaglądając sąsiadom do okiem. Taka kolej rzeczy. Nie mniej jednak wybór drona za kilkaset złotych jest zadaniem trudnym. Choć wspomniany segment rynku pęka w szwach, to produktów godnych uwagi jest jak na lekarstwo.
Biorą pod uwagę powyższe – warto skierować nasz wzrok w stronę producenta, cieszącego się uznaniem, ale znanego ze stosunkowo niskich cen urządzeń w portfolio, takiego jak Parrot. Tak się składa, że przez ostatnie tygodnie, a właściwie miesiące miałem okazję obcować z jednym z modeli tejże firmy.
Parrot Swing – unboxing
W zestawie sprzedażowym znajdziemy opakowanie zawierające dwa pudełka. W pierwszym zamknięto kontroler Flypad, który do złudzenia przypomina pady dołączane do konsol (PS, Xbox, itd.). Jego wykonanie nie budzi zastrzeżeń, zaś stosunkowo wysoka waga sprawia wrażenie, że obcujemy z solidnym kawałkiem elektroniki. Wrócimy do niego później przy okazji omawiania sterowania pojazdem.
Drugim elementem zestawu jest sam dron, Parrot Swing. W pierwszej chwili pomyślałem, że to niezwykle delikatna zabawka, na którą trzeba uważać, nie chcąc jej rozbić. Testy pokazały, że pierwsze wrażenia nie muszą znajdywać odzwierciedlenia w rzeczywistym użytkowaniu. Konstrukcja, a właściwe jej szkielet to tworzywo sztuczne, które zespala wirniki oraz „skrzydła”, tworząc zwartą całość. W centralnym puncie pojazdu znajdziemy moduł sterujący. Patrząc na testowany egzemplarz, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jest to miniaturka X-Winga z Gwiezdnych Wojen i wiele osób przyznawało mi rację.
Drugie wrażenie
Dlaczego drugie? Pierwsze opisałem na łamach serwisu Vipmultimedia, gdzie odsyłam zainteresowanych. Kolejne podejścia oznaczały, że mam już za sobą pewne doświadczenia i nauczyłem się, w ograniczonym stopniu, sterować tym niewielkim latającym „bzyczkiem”. Tak – dron wydaje oryginalny dźwięk będący hybrydą wiatraka z osą próbującą dogonić nas w celu użądlenia.
Zabawa jest przednia – bez problemu odlatywałem na odległości powyżej 40 metrów, nie tracąc przy tym szybkości. Istotne jest jednak to, że nie musiałem ograniczać się do typowo dronowego sterowania. Sprzęt świetnie radził sobie w trybie pochylonym, dzięki czemu przypominał nieco konstrukcje samolotowe. Mam tu na myśli zarówno wygląd, jak i uzyskiwane prędkości (kilkukrotnie szybszy od tradycyjnego lot).
Sterowanie
Po dłuższej zabawie z Parrot Swing oraz kilkukrotnym rozładowaniu jego akumulatorów wreszcie nabrałem wprawy i muszę powiedzieć, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Sterowanie jest naprawdę intuicyjne, ale tylko pod warunkiem użytkowania kontrolera. Flaypad naprawdę ułatwiał zabawę, czego nie mogę powiedzieć o aplikacji dedykowanej urządzeniom mobilnym (Android i iOS).
Parrot FreeFlight Mni – to właśnie ten program odpowiada za nadzorowanie pracy drona. Za jego pomocą możemy sprawdzać stan naładowania akumulatora, wykonywać zdjęcia, a także modyfikować czułość pojazdu. Zasadniczo możemy także dronem sterować, ale nie polecam tego z dwóch powodów. Po pierwsze zasięg jest słabszy niż w przypadku pada, po drugie, jest to zwyczajnie niewygodne.
Bateria i specyfikacja techniczna
Ogniwo zamontowane w Swingu pozwala (według producenta) na ok. 7 minut lotu. Testy potwierdziły ten wynik, choć mówimy o uśrednionej ocenie. W zależności od warunków pogodowych mówimy o +/- dwóch minutach różnicy.
Pełna specyfikacja techniczna przestawia się następująco:
- Akumulator 550 mAh
- Ładowanie w 30 minut (2.1 A)
- Stabilizacja w pionie
- Stabilizacja pozioma (dzięki aparatowi)
- Aparat 0.3 Mpix
- Bluetooth 4.0 BLE
- Waga 73 gramy
Parrot Swing – kilka końcowych słów
Urządzenie w swojej klasie prezentuje się lepiej niż dobrze. Za stosunkowo niskie pieniądze (ok. 500 zł) możemy nabyć nietypowego drona, który swoim wyglądem przypomina nieco X-Wingi z Gwiezdnych Wojen. Długi czas pracy (w swojej kategorii) oraz uzyskiwane prędkości i odporność na uderzenia, których podczas testów mu nie szczędziłem, pozwalają ocenić mi konstrukcję wysoko.
Jedyne co irytowało mnie podczas użytkowania Swinga to aparat o śmiesznej wręcz rozdzielczości wynoszącej 0.3 Mpix. Zasadniczo producent mógł go tam w ogóle nie umieszczać i jestem pewny, że nie zrobiłby tego, gdyby moduł nie odpowiadał za ocenianie odległości od ziemi i stabilizację. W związku z powyższym – nocna zabawa Parrotem nie należała też do przyjemnych.
Czy poleciłbym Parrot Swing osobie szukającej niedrogiego latającego „przyjaciela”? Zdecydowanie tak i mówię to z pełną świadomością jego wad.
Autor: Marcin Karbowiak