Nowy Instax robi wrażenie!

Wiesz, że nagrasz nim nawet dźwięk? Chcę go!

W obecnych czasach, posiadanie aparatu instax, to coś więcej niż miliony zdjęć, które masz w smartfonie i na na laptopie – o końcówce JPG. A ponadto to spełnienie dziecięcych marzeń! Każdy z nas, jako dzieciak, marzył o swoim aparacie (ja różowym), takim który natychmiast pokaże jak wyszło zdjęcie, oraz je wywoła. Znaliśmy je z telewizji, programów dla nastolatków i cyrków! Teraz instaxy wróciły do łask, i co więcej – są na wyciągnięcie ręki. Przydatne są głównie w letnim sezonie. Sezonie na szalone festiwale, z których chcesz mieć pamiątkę. Twoim rozwiązaniem może być Fujifilm, który właśnie wypuścił nowy instax – mini LiPlay. Który z technologią idzie o krok dalej i pozwala nawet na dodanie dźwięku do zdjęcia. Łał!

Instaxy po raz pierwszy pojawiły się ponad 20 lat temu – w Japonii. Natomiast dziś stały się prawdziwym hitem i fenomenem. Dlaczego? Pierwszy powód jest oczywisty i banalny. I w pewnym stopniu odnosi się, do wcześniej wspominanych, dziecięcych marzeń. Wydrukowane zdjęcie to dużo większa radość, niż zdjęcia, które przewijasz w swoim telefonie – pomijając już fakt, że większość z nich to takie same selfie – nuda. Tutaj sprawa jest o tyle prostsza, że w przeciwieństwie do naszej ogromnej pamięci na zdjęcia w smartfonie, tutaj ilość zdjęć jest ograniczona. Co wiążę się z odpowiednim przygotowaniem do zdjęcia, zamiast bezmyślnego cykania. Tutaj nie ma powtórek i powtarzanego co chwile zdania „zrób jeszcze jedno, bo źle wyszłam” – to typowa ja tak btw. Tutaj film ma tylko 10 klatek. W związku z czym, przecież bezsensu go marnować. Kolejny powód to sam dizajn. Ja, jako artystyczna dusza, wrażliwa na piękno (he he górnolotnie zabrzmiało), i estetka, zwracam uwagę na takie rzeczy, jak wygląd. I nie, że jestem powierzchowna, ale te maleństwa są naprawdę prze-śliczne. W ostatnim czasie stały się nawet modowym dodatkiem – fajnie przemierzać piękny Rzym, z pięknym instaxem w ręce, pod kolor twojej letniej sukienki. Ponadto instax to jakby połączenie fotografii tradycyjnej – analogowej i cyfrowej.

Do tej pory zostało sprzedanych ponad 45 milionów egzemplarzy instaxów, w 100 krajach. Liczba ta zapewne będzie rosła. Fujifilm ciągle idzie do przodu, ciągle wypuszczając kolejne modele produktu. Najmłodsze dziecko to instax mini LiPlay. Standardowo, umożliwia on drukowania zdjęć. A ponadto dodawanie dźwięku! Aparat jest najlżejszym i najmniejszym dostępnym instaxem. „Wyposażony jest w 2.7- calowy ekran LCD na tylnej ściance, który pozwala zrobić wiele zdjęć, a potem wykadrować jedno wybrane przed jego wydrukowaniem. Umożliwia także regulację jasności w oparciu o korekcję ekspozycji i posiada sześć filtrów np. sepię i monochrom. W aparacie znajdziemy też 10 ramek do ozdabiania zdjęć, a kolejnych 20 zainstalowanych jest w stworzonej specjalnie pod niego bezpłatnej aplikacji instax mini LiPlay.”

Największą sensacją i hitem, jest oczywiście możliwość dodawania do zdjęcia „dźwięku w formie kodu QR, który pojawi się na odbitce (aby doczytać kod QR, zdjęcie trzeba przesłać do smartfona za pomocą wspomnianej wcześniej aplikacji). Dodatkowo aparat ma też funkcję bezpośredniego drukowania zdjęć z telefonu, co pozwala wydrukować starsze w instaxowym formacie.”

Instax mini LiPlay dostaniemy w trzech wersjach kolorystycznych, jak i różnej fakturze . Biały instax jest szorstki w dotyku, czarny ma tłoczoną powierzchnię, natomiast pudroworóżowy jest i gładki. Cena takie cudeńka to 725zł.

To super rozwiązanie dla osoby, która fotografuje wszystko (ja). Może przez instaxa moje kadry, byłyby bardziej przemyślane, a ja przestałabym umieszczać na nich głównie siebie. A tak serio – fajnie byłoby stworzyć instaxowy album, i upamiętnić w nim wszystkie cenne chwile. Tripy, wyjazdy, festiwale, imprezki urodzinowe, czy mojego uroczego pieska. Poza tym – przypominając sobie jedną z posiadówek, mam przed oczami grupowe zdjęcie wszystkich zgromadzonych, oczywiście z instaxa. Zdjęcie było jedno – a chętnych na jego przygarnięcie – tyle ile osób na imprezie. I to jest właśnie fenomen tego typu zdjęć. Tutaj nie działa opcja – „prześlij mi też te zdjęcia na Messengerze”. Ponadto to świetna pamiątka, z jednej strony nawiązująca do nostalgii lat 90, z drugiej z kolei – idealnie wpisująca się w aktualne trendy, gdzie wszystko jest insta, tak samo jak zdjęcia z instaxa. 

Kto pokusi się o taki wydatek, tego lata?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ