Najbardziej znienawidzone zawody
Są prace, które niezależnie od czynnika osobowościowego spotykają się z nieprzychylną reakcją otoczenia. Nienawidzimy niektórych już z uwagi na stanowisko jakie pełnią. Jakie są najbardziej znienawidzone zawody?
W tym niechlubnym zestawieniu, niewątpliwym numerem jeden jest kanar. Hasło „bileciki do kontroli” mrozi krew w żyłach nawet posiadaczom ważnych biletów autobusowych. Wizja zapłacenia kilkusetzłotowego mandatu, nie jednemu podnosi ciśnienie i wywołuje agresję. Kontrolerów obwiniamy za to, że autobusy się spóźniają, w kiosku bilety się kończą, a klimatyzacja w tramwaju się psuje. Stresująca praca, narażona na nie tylko słowną agresję powoduje, że zachowanie kontrolerów często pozostawia wiele do życzenia. Boli nas to, że nie są oni skorzy do puszczenia występku płazem, chociaż komunikacją miejską poruszamy się od 10 lat, zawsze bilet mamy, a termin ważności naszej miesięcznej karty upłynął godzinę temu. No i co gorsza, kontrolerzy otrzymują wynagrodzenia proporcjonalne do swojej skuteczności. W społeczeństwie utarło się zatem przekonanie, że do zawodu kanara potrzebna jest wrodzona złośliwość.
Komunikacja miejska wywołuje w nas niezliczone pokłady złości i frustracji. Nie lubimy kierowców autobusów, którzy odjeżdżają nam sprzed nosa, przycinają torebki w drzwiach i przewracają starsze panie zbyt dynamiczną jazdą. Również zawód taksówkarza w wielu krajach nie cieszy się społecznym poważaniem. Taksówkarzy powszechnie uważa się za cwaniaków, skorych do robienia nieświadomym klientom drogich, krajoznawczych wycieczek. Za kierowcami autobusów i taksówek nie przepadają również inni, zmotoryzowani uczestnicy ruchu.
Komornik i windykator to kolejne osoby, które obwiniamy za własne finansowe niepowodzenia. Komornicy kojarzą nam się z ludźmi, którzy wyrzucają całe rodziny na ulicę oraz zabierają i tak groszowe, emerytury schorowanym staruszkom. Podobno wiele osób wykonujących ten zawód nie przyznaje się do tego w gronie znajomych, a niektórzy uważają wręcz, że komornik w rodzinie to wstyd. Windykacja to w ostatnich latach jeden z najbardziej dynamicznie rozwijających się rynków. Większości społeczeństwa, firmy windykacyjne wciąż kojarzą się z moralnie wątpliwymi metodami ponaglania w spłacie wierzytelności.
Panie w urzędach, rejestracjach ośrodków zdrowia i dziekanatach są kolejnymi znienawidzonymi osobami w sferze publicznej. Zdaniem wielu ciepła, państwowa posadka skutecznie zabija wszelkie empatyczne uczucia względem petentów. Trudno dogadać się z osobą, do której kierujemy się z problemem – nasza kryzysowa sytuacja, to codzienność dla obojętnej Pani w okienku.
Szczerze nienawidzimy strażników miejskich. Zacznijmy od tego, że nikt nie wie, co tak właściwie należy do ich kompetencji. Pierwsze, co przychodzi nam na myśli, to wystawianie mandatów za złe parkowanie i wręczanie kar studentom za piwo pod chmurką. Strażników uważa się za osoby, które z jakiegoś powodu nie dostały się do policji, bo łatwiej interweniować w przypadku wagarującego nastolatka niż grupy agresywnych wandali.
Nienawidzimy również ankieterów, przedstawicieli call center oraz ulicznych ulotkarzy. Ostatecznie są to osoby, którym płaci się za upierdliwość. Ankieterzy traktowani są jak domokrążcy bez produktu na sprzedaż. Zawracają nam głowę w najbardziej zabieganych miejscach miasta. Praca w call center jest znienawidzona zarówno przez klientów jak i telefonistów. Na wstępie rzucamy słuchawką lub obwiniamy rozmówcę za to, że nasz prywatny numer znalazł się w ich bazie. Z nieufnością podchodzimy do zadawanych przez nich pytań oraz proponowanych bajkowych promocji. Osoby rozdające ulotki z wyraźnym zniechęceniem wypisanym na twarzy atakują nas kolorowymi reklamami. My nie lubimy śmieci, oni śmieciowego wynagrodzenia.
Hanna Gajewska, fot. gazeta.pl