Młodzi, piękni… rozchwiani?
Mają opinię zbyt pewnych siebie, niezdecydowanych i niedojrzałych. Źle znoszą krytykę, uważają że wszystko im się należy i uwielbiają się nad sobą rozczulać. Jacy są współcześni młodzi ludzie, przedstawiciele tak zwanej Generacji Y? Czy rzeczywiście brakuje im racjonalnego podejścia do życia? A może patrzą na nie racjonalnie, tylko na swój własny sposób?
Bez wątpienia są inni niż ich rodzice. I ta inność może onieśmielać, irytować, a nawet wzbudzać zazdrość. Młodzi ludzie nie boją się snuć odważnych planów, mówić głośno, co myślą i kwestionować ogólnie przyjęte prawidłowości. Nie będą szanować autorytetów, które rzeczywiście im nie imponują – sam tytuł czy stanowisko nie jest dla nich powodem do okazywania komuś przesadnego szacunku i ustępowania mu w dyskusjach. Niczego nie robią „bo tak wypada”.
Zmienił się również stosunek młodzieży do wiary i duchowości – przedstawiciele Generacji Y żadnych wartości nie przyjmują z automatu – podchodzą do nich w sposób refleksyjny, chcą zrozumieć ich sens i poczuć rzeczywiste znaczenie. Przez osoby starsze może to być uważane za aroganckie lub wręcz obrazoburcze, należy się jednak zastanowić, czy ich własne poglądy wynikają z rzeczywistych przekonań, czy też z przyjętych bez zastanowienia norm. Czy jest zatem możliwe, że rodzice zazdroszczą swoim dzieciom odwagi w formułowaniu własnych poglądów?
Dawniej problemy codziennego dnia przysłaniały ludziom kwestie przeżyć wewnętrznych, nie poświęcano im tyle uwagi co obecnie i nie rozmawiano o nich głośno, ale nie oznacza to, że ich nie było. Czasy się zmieniają, ale ludzie pozostają mniej więcej tacy sami. To, co się zmienia, to ich sposób patrzenia na różne kwestie. Młodzi ludzie żyją w rzeczywistości, w której można mówić głośno o tym, co się aktualnie przeżywa, przestaje to być temat tabu. W czasach gdy dorastali ich rodzice wiedza psychologiczna była mniej rozpowszechniona, a o swoich trudnościach nie wypadało mówić w towarzystwie. Każdy próbował radzić sobie z nimi po swojemu, bez angażowania osób trzecich, a opowiadanie o emocjonalnych wzlotach i upadkach traktowane było jako fanaberie lub oznaka słabości. Niektórym ludziom starszej daty takie patrzenie na kwestie psychologiczne wciąż pozostało i dlatego uważają współczesną młodzież za osoby nieprzystosowane do życia i przesadnie roztrząsające swoją wewnętrzną strukturę. A one po prostu mówią głośno o tym, co tak naprawdę w skrytości serca przeżywa każdy człowiek.
Jaka jest zatem zasadnicza różnica pomiędzy współczesnymi dwudziestoparolatkami a ich rodzicami? Przede wszystkim ci pierwsi nie znają realiów PRL-u. Urodzili się w czasach, kiedy wszystko zaczynało powoli być dostępne, a ich nastoletnie lata to czas nieskrępowanych podróży i pełnych sklepowych półek. Przez te wszystkie dekady zmieniły się nie tylko gospodarka i sytuacja polityczna, ale również oczekiwania ludzi wobec życia i ich podejście do emocji. Dla młodych ludzi ważne jest by robić coś, co się lubi, nawet jeśli znalezienie swojego miejsca okupione jest paroma latami poszukiwań i błędów. Tragedią nie jest pracowanie trzy lata w sklepie za małe pieniądze, jeżeli w końcu znajdzie się wymarzoną pracę dającą dużo satysfakcji. Tragedią jest dobra praca na wysokim stanowisku, która nudzi i nie jest tym, czego się szukało.
Rodzice wyrywają włosy z głowy patrząc jak ich dzieci „marnują sobie życie” i oburzają się na ich fanaberie. A może po prostu zazdroszczą im tego, czego w ich młodości brakowało najbardziej – swobody w wyrażaniu swoich opinii, przeżyć i marzeń.
Joanna Bochnia