Psychotropy na telefon. Jak młodzi Polacy radzą sobie ze swoimi problemami psychicznymi?
Okazuje się, że na własną rękę…
Jak się okazuje młodzi ludzie po leki psychotropowe dzwonią do prywatnego „aptekarza”. Dlaczego? Z psychologiczną pomocą bywa naprawdę ciężko. Nie mówiąc już o stałej, regularnej terapii czy lekach dostępnych jedynie na receptę. Przy zarobkach młodych, startujących z życiem na własną rękę Polaków, może to być nie do ogarnięcia – legalnie. Dlatego, jak się okazuje, z problemem radzą sobie inaczej. Jak? Po leki psychotropowe sięgają na własną rękę.
Młodzi Polacy są pozostawieni sami sobie, ze swoimi psychicznymi problemami?
Szperając w Internecie, dowiaduje się, że takie leki – leki psychotropowe, są do dostania „na mieście”. Na przykład w centrum Warszawy. Odbywa się to podobnie jak w przypadku odbioru narkotyków. Reklamówka z lekami niepostrzeżenie zmienia właściciela, a uścisk dłoni na powitanie, lub pożegnanie, jest dyskretnym przekazaniem banknotów, z rąk do rąk. Ciężko się pokapować. Osoby kupujące swoje leki, robią to „na zapas”. W razie wyczerpania towaru, albo rezygnacji „dilera” z biznesu. Chociaż podobno można to zrobić także za pośrednictwem Internetu. To właśnie tam można zleźć tego typu „aptekarzy”, którzy działają na mieście. Podobno takie ogłoszenia wpadają codziennie, i już kilku godzin później mają po tysiąc odsłon. Tego typu leki zazwyczaj nie pochodzą z Polski. Czy są bezpieczne?
„Trudniej jest znaleźć części do używanego auta, niż leki w Internecie”
„Dobrze pamiętam swój pierwszy raz u psychiatry. Trafiłam tam dzień po tym, jak ryczałam 40 minut nad rozbitym talerzem z obiadem i mniej więcej miesiąc po tym, jak zamknęłam się w mieszkaniu i przestałam chodzić na uczelnię i do pracy. Zadzwoniłam do przyjaciółki z rodzinnej miejscowości, błagając ją, żeby do mnie przyjechała. Obiecała, że to zrobi, ale pod warunkiem, że pójdę do psychiatry. Pierwsza rzecz, która mnie przeraziła, to cena, jaką płaci się za wizyty: 120, 150, czasem do 200 złotych za pierwszą konsultację. Pierwsza wizyta zawsze jest droższa. Ok, pomyślałam – zapiszę się do lekarza z NFZ. Spojrzałam na rozbity talerz, który doprowadził mnie do ataku i na nieposłane, przepocone łóżko w którym leżałam miesiąc. „Mój przypadek jest beznadziejny, na pewno przyjmą mnie od razu” – pomyślałam. Ale na wizytę w ramach ubezpieczenia zdrowotnego, trzeba było czekać 5 miesięcy. Pani w słuchawce dodała, że jeśli bardzo źle się czuję, mogę spakować najpotrzebniejsze rzeczy i pojechać na oddział do Szpitala Wolskiego albo do Tworek. Tak mi powiedziano. Żadnych półśrodków – albo pół roku obgryzania paznokci, albo dwa tygodnie na obserwacji w Tworkach (…)
Chorzy psychicznie kojarzyli mi się ze schizofrenikami w szpitalu w Choroszczy, którzy jedli swoje odchody i myśleli, że są w prostej linii następcami do tronu Francji. Prozac był dla mnie symbolem amerykańskiej cywilizacji, prowadzącej życie tak monotonne, że tylko dzięki antydepresantom mogli wytrzymać nieznośną nudę życia na tych ich idealnych „suburbiach”. Można tak myśleć, dopóki ty lub najbliższa ci osoba zamknie się na pół roku w pokoju, bojąc spojrzeć się w swoje odbicie w lustrze (…)
Zapłaciłam 150 zł, miejsce dla mnie znalazło się już na następny dzień. Lekarz wysłuchał mnie, wypisał mi opakowanie Afobamu i Zoloftu, i kazał mi przyjść za dwa tygodnie. W to, co stało się w czasie paru najbliższych dni, do dziś ciężko mi uwierzyć. Jakby przez nozdrza wszedł mi jakiś anioł i od środka oczyścił moją duszę ze wszystkich dręczących problemów, wątpliwości i braku motywacji. Byłam w siódmym niebie. Tak jak w tym filmie z Bradley’em Cooper’em, w którym ten bierze pigułkę i w ciągu 15 minut sprząta w pokoju, kończy pisać książkę i ma romans ze swoją sąsiadką. Dokładnie tak się czułam. Wstałam z łóżka, ale czułam, jakbym właściwie wstała znad grobu (…)
Nikomu nie życzę reakcji odstawieniowej od SSRI. Czujesz niemożliwe odrealnienie i odrętwienie. Gałki oczne ci pulsują, słyszysz, jak pojedyncze krwinki uderzają o żyły, jakby były mikroskopijnymi, stalowymi brzytwami. No i te ciągłe zmiany w percepcji. Idąc ulicą, czułam się jak w wahadłowcu, który to gwałtownie przyśpiesza, to hamuje, stale rzucając mną w stanie nieważkości. Po tygodniu było lepiej, choć mój nastrój i pewność siebie, które udało mi się wyrobić przez okres brania leków, gwałtownie osłabły (…)
Chodziłam do bardzo w porządku faceta, teraz wszystkie swoje problemy zapisuje dwa razy w tygodniu do dziennika. To także pomaga (…)
Nadal miałam te myśli o posiadaniu w apteczce Xanaxu. Tak „na wszelki wypadek”. Wtedy po raz pierwszy w przeglądarce wypisałam „Afobam sprzedam”. Ilość wyników mnie zdumiała. Wyglądało na to, że przez Internet ciężej jest kupić części zamienne do auta, niż paczkę leku na receptę (…)
Trzy listki Tramadolu, jeden alprazolamu (słynny Xanax), dziewięć Depakine i tyle samo Effectin’u. Te dwa pierwsze leki stosuję doraźnie. Tramadol na lepszą koncentrację – np. jak uczę się do egzaminu albo piszę pracę semestralną. Xanax jest na stresy. Depakina to stabilizator nastroju – jestem dwubiegunowa i ten lek trzyma mnie, żebym za bardzo nie odleciała od Effectinu, który jest antydepresantem. Te dwa ostatnie leki stosuję codziennie. (…) Na początku – owszem, bałam się. Dlatego kupiłam minimalną ilość leku, jaką mogłam – czyli po jednym listku. Leki zadziałały tak jak powinny. Wiem, że antydepresanty to antydepresanty, bo nie przechodziłam reakcji odstawieniowej. Poza tym, wiem, ilu ludzi do niego przychodzi. Gdyby te leki nie działały, to czy ludzie by przychodzili? (…) Chodzi o pieniądze. – Psychotropy mam na wyciągnięcie telefonu. Z pomocą psychologiczną jest ciężej, a o stałej terapii i lekach na receptę – przy moich zarobkach – mogę co najwyżej pomarzyć. Do tego wszystkiego ciężko znaleźć lekarza, który chciałby wypisywać pacjentowi benzodiazepiny w nieskończoność – pomimo, że używam ich bardzo sporadycznie. W przeciwieństwie do zaleceń pierwszego psychiatry, do którego poszłam (…)
Teraz kupiłam leki na 3 miesiące za 350 zł. Ale był taki czas, że na swoje zdrowie psychiczne (terapię, psychiatrę i leki) wydawałam ponad 800 złotych miesięcznie. – Dla mnie to kolosalne sumy. Gdyby nie pomoc finansowa rodziców, skończyłabym bez studiów. Wolę nawet nie myśleć, przez co musi przechodzić osoba, która ma problemy, ale nie ma takiego wsparcia. Mam ogromny żal do prywatnych zakładów, za to, że nie mają zniżek studenckich i uczniowskich, ale to prywatne zakłady i nie muszą martwić się o ty, czy studenta będzie stać na terapię. Teraz staram się chodzić na spotkania do terapeutów na stażach – oni biorą za wizytę jedynie 50 zł (…)
Psychiatrzy bardzo mi pomogli. Chodziłam na terapię i do psychiatrów przez ponad rok, wiem od profesjonalistów, jak dawkować leki, czego się wystrzegać i na co uważać. Ale nie poleciłabym kupować leków przez Internet nikomu, kto nie był wcześniej u psychiatry i nie ustabilizował swojej farmakoterapii pod czujnym okiem ludzi, którzy się na tym znają. Konsekwencje brania leków bez nadzoru mogą być śmiertelne. Ja wiem, co biorę i dlaczego. Być może będę musiała brać je do końca życia. Po prostu chce być szczęśliwa. Nic więcej.”
Przytoczona historia pochodzi z portalu Noizz.pl i doskonal pokazuje skale problemu, o jakim się zwyczajnie, nie mówi. Co jest błędem. Osoby chore zazwyczaj nie myślą o sobie w kategoriach „człowieka, który jest chory psychicznie”. Często dopiero na terapii dowiadują się, że nieprzewidywalne wahania nastroju, fobie, zmęczenie, apatia, czy ciągi depresyjne, to nie zasługa cech charakteru, a choroby. Niestety, nie każdy ma okazje wylądować na indywidualnej terapii, na fotelu u psychiatry. Zwyczajnie, nie wszystkich na to stać. A nie każdy przypadek może czekać pięć miesięcy na wizytę.
Niestety przekonałam się o tym na własnej skórze. W momencie, w którym potrzebowałam zasięgnąć rady specjalisty – nie było to takie łatwe, jak mogło się wydawać. Do tego – w Warszawie. Problem pojawia się już w samym kontakcie. Po wyszukaniu w sieci, pojawia się sporo publicznych placówek. Niestety – dodzwonienie się do nich jest prawdziwym cudem. Gdy to już się stało – umówienie się na wizytę staje się kolejną misją niemożliwą. Jeśli chodzi o NFZ – w jednej z klinik odsyłano mnie z tygodnia, na tydzień, prosząc o telefon w przyszły wtorek – tym sposobem minęły cztery tygodnie. „Bo obecnie nie mogą mi pomóc, bo nie ma terminów. A mój przypadek nie jest zagrażający życiu”. Aha…. W innych natomiast, proponowano mi naprawdę odległe terminy wizyty – najwcześniejszy trzy miesiące później…. Do tego, uwaga – w przychodni oddalonej godzinę od Warszawy. Pomimo, że prosiłam o lokalizacje jak najbliżej centrum… No to dzięki, bo trzy miesiące później, już zupełnie inny problem zaprzątał mi głowę. A z tamtym musiałam sobie poradzić – sama. To niesamowite, że w centrum Warszawy nie można znaleźć natychmiastowej pomocy psychologicznej lub psychiatrycznej… No chyba, że jesteś przypadkiem „zagrażającym życiu”. Natomiast jeśli chodzi o prywatną wizytę – tutaj faktycznie, jeśli chodzi o Warszawę, kwoty zaczynają się od 150 złotych, w górę.
Ostatecznie udaje mi się trafić do ogarniętej i pomocnej pani psycholog… Mam pierwszeństwo, tylko dlatego, że mieszkam w konkretnej dzielnicy, gdzie znajduje się przychodnia. Natomiast „mam zaglądać do niej codziennie, bo nie ma wolnych terminów, ale może coś się zwolni.” Cudem – zwolniło się. Odbywam pierwszą wizytę, jestem z niej zadowolona – wygadałam się, trochę zrozumiałam i sama odpowiedziałam sobie na pytania, na które wcześniej nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Terapię chce kontynuować. Niestety okazuje się to niemożliwe… Mam czekać na telefon, z terminem kolejnej wizyty. Jednak telefon milczy… Dwa miesiące później, idę „wypisać” się z danej kliniki. Na miejscu dowiaduje się, że miałam wizytę przedwczoraj. Na której się nie zjawiłam…. Może dlatego, że nie dostałam o niej żadnej informacji, wiadomości, telefonu? Informuję o tym, że dziękuje za dalszą pomoc, ale… w międzyczasie zdążyłam zmienić miejsce zamieszkania i uporać się ze swoimi dylematami – sama…. To są moje doświadczenia z tego typu placówkami. Jak widzicie, do najbardziej udanych nie należą. Fakty są jednak nieco przerażające…
W przeciągu czekania na wizytę od trzech czy pięciu miesięcy, może naprawdę wiele się wydarzyć. I z niepozornego przypadku, może się zrobić przypadek fatalny – potrzebujący natychmiastowej pomocy… A przyczyniać się do tego stanu mogą odległe terminy. Poza tym – skoro takie placówki w trybie ciągłym są oblegane od rana do wieczora, oznacza to, że zwyczajnie, jest ich za mało. I, że taka ilość nie jest w stanie obsłużyć potrzebujących pomocy ludzi. W moim przypadku chodziło o rozmowę i… radę? Może dlatego, że w Warszawie nie miałam zupełnie nikogo, z kim na tamtą chwilę mogłabym otwarcie i szczerze pogadać. Ale co w przypadku ludzi, którzy potrzebują natychmiastowej, specjalistycznej pomocy? Jak na przykład ci, uzależnieni od leków, którzy nie potrafią już bez nich normalnie żyć i funkcjonować?
Chyba właśnie dlatego tacy ludzie radzą sobie jak mogą… Co niestety może się przyczyniać do lekomanii, a nie świadomego i zdrowego leczenia. Jak wiadomo, zażywanie leków, które dostępne są jedynie na receptę, na własną rękę, bez kontroli lekarza, specjalisty i profesjonalisty, może się skończyć katastrofą. Zamiast pomocy, może być przyczyną pogłębiania się problemów, trwałego kalectwa albo nawet śmierci.
Źródło: Noizz. pl
Zobacz także: