Powrót aparatów na kliszę
W dzisiejszych czasach postęp technologiczny daje nam coraz więcej możliwości. W dziedzinie fotografii jest to bardzo widoczne. Firmy produkujące aparaty cyfrowe prześcigają się w wypuszczaniu na rynek coraz nowocześniejszych modeli. Skąd więc ten nagły „boom”, ten swoisty „powrót do przeszłości”, nawrócenie się na aparaty analogowe? Podejmijmy się odpowiedzi na to pytanie.
Profesjonalni fotografowie, a także „zajawkowicze”, starając się być na bieżąco, inwestują w bardzo nowoczesne „utrwalacze obrazu”. Mamy nieskończoną listę manualnych, zaawansowanych ustawień takiego aparatu, a także programy graficzne, za pomocą których możemy dowolnie przerabiać zdjęcia. Nie jest problemem nadanie fotografii kształtu, wykreowanego przez nas, nawet jeśli zakrzywiałby rzeczywistość – możemy to zrobić i robimy. Jednak można się w tym łatwo zatracić, zapomnieć o elemencie sztuki, emocji w momencie, który chcemy uwiecznić. Stąd powrót do podstaw, chęć przypomnienia sobie, jak to było zrobić jedno, niepowtarzalne zdjęcie, które już takie pozostanie, nieprzerobione i oryginalne.
Można by oczywiście przypuszczać, że to kolejna moda. Ot, najczęściej widzianymi postaciami, które dumnie kroczyły przez miasto z przewieszoną przez ramię Zorką byli nie profesjonalni fotografowie, ale hipsterzy, chcący uwieczniać świat w alternatywny sposób. Kiedy jednak okazało się, że każdy efekt może być wykonalny za pomocą filtrów instagramowych, analogowe aparaty stały się zbędnymi meblami.
Moim zdaniem nie chodzi tutaj o modę, a o potrzebę.
Ludzie, którzy zajmują się fotografią na co dzień, cofają się w czasie, bo potrzebują doznać przyjemności z robienia każdego, pojedynczego zdjęcia. Przywiązuje się wtedy do tego jednego naciśnięcia guzika o wiele większą wagę. W końcu nie można potem zmienić tego obrazu, naświetlić kliszy od nowa. Pamiętam dobrze, o ile więcej zachodu było z robieniem zdjęć, choćby na wycieczkach szkolnych, gdzie każdy miał analogowy, plastikowy aparat kompaktowy i nie mogliśmy od razu sprawdzić, czy wyszło tak, jak należy. Trzeba było się postarać i włożyć nieco pracy w ustawienie kadru i zmuszenie wszystkich do idealnych uśmiechów. Już owe starania nadawały fotografowaniu charakter rytualny. Dziś, robiąc zdjęcie, możemy je od razu skasować i powtórzyć ujęcie mnóstwo razy – karta pamięci znosi wiele.
Julia (http://juliaknap.tumblr.com), studiująca kierunek „fotografia w mediach” na warszawskiej ASP, zapytana na czym według niej polega fenomen powrotu aparatów na kliszę, wszak nie ułatwia jej to pracy, do której potrzebna jest jej nowoczesna lustrzanka, odpowiedziała, że chodzi właśnie o te odczucia. Stwierdziła, że robiąc zdjęcia na kliszy bardziej czuje, że je robi. Pozwolę sobie przytoczyć jej opinię jako bezcenną odpowiedź na pytanie zadane przeze mnie na początku:
„Nawet dźwięk spustu migawki wydaje mi się ciekawszy. Podoba mi się, że w fotografii analogowej mamy do czynienia z materią, filmem, emulsjami, papierem. To wszystko działa na zmysły: dotyku, węchu, no i na koniec cieszy wzrok, gdy obraz się pojawia. „Cyfra” psuje niespodziankę. Na pewno ułatwia pracę, ale odbiera część przyjemności. Wydaje mi się, że fotografia analogowa i cyfrowa będą istniały równolegle. Każda ma swoje zalety. Poza tym żyjemy w zabawnych czasach, gdy można zafundować sobie aparat za kilkadziesiąt tysięcy, bądź zrobić zdjęcie metodą otworkową wykorzystując np. pudełko po zapałkach. Ja mam lustrzankę, która jest mi niezbędna do pracy, ale swój wymarzony aparat kupiłam ostatnio na allegro za 39 zł. To Olympus Mju. Legenda wśród aparatów kompaktowych. Zrobiłam nim kilka pierwszych zdjęć. Po wykorzystaniu zaledwie dziesięciu klatek film nagle zaczął sam się zwijać. Zdążyłam sfotografować drzewa, na których pojawiają się pączki oraz pana z parasolką. Mam nadzieje, że te parę klatek się naświetliło. Mogłam zrobić te zdjęcia telefonem i szybko o nich zapomnieć, bo przecież drzewa i przypadkowy facet to banał, ale to analog nadał im właśnie większą wartość.”
Oczywistym jest, że praca profesjonalnych fotografów, przy sesjach zdjęciowych, na planach filmowych czy w studiach fotograficznych wymaga sprzętu najwyższej klasy, najnowocześniejszego. Tam zdjęcia są przerabiane oraz korygowane na bieżąco.
Jednak fotografowanie aparatem analogowym, które możemy zaliczyć do grona „drobnych przyjemności”, bezsprzecznie posiada swój ogromny czar. Daje również wiele możliwości, pobudza wyobraźnię i wzmacnia ambicję robienia zdjęć idealnych, a także jest pełne niespodzianek, aż do momentu wywołania kliszy.
Olga Kowalczyk