Jennifer Lawrence – ulubienica Ameryki
Szturmem wdarła się na salony i pierwsze strony gazet dzięki filmowej adaptacji literackiego hitu dla młodzieży „Igrzyska Śmierci”. Jak się okazało umie o wiele więcej niż bieganie z łukiem, co pokazała w oscarowym duecie z Bradleyem Cooperem, wcielając się w niezrównoważoną wdowę. O kim mowa? Oczywiście o Jennifer Lawrence – zdobywczyni Oscara i nowej gwiazdy Ameryki.
Młoda, piękna, utalentowana – sukces wydawał się tylko kwestią czasu. Grała od dziecka, ale długo musiała czekać aż usłyszy o niej świat. Dzięki temu – jak sama twierdzi – nauczyła się twardo stąpać po ziemi i daleko jej do zmanierowanej gwiazdki Hollywood. Wydaje się, że te cechy charakteru pomagają jej zaskarbić sympatię kinomanów. Jennifer, to dziewczyna z sąsiedztwa, która z rozbrajającym urokiem popełnia gafy i ma nieokrzesany temperament. To sprawia, że często, ciężko jest jej się odnaleźć na różnych, sztywnych galach filmowych. Nigdy jednak nie jest obiektem drwin. Za swój upadek na oscarowej gali otrzymała owację na stojąco. Co ciekawe, to już druga taka wpadka w jej wykonaniu. Poprzednio podarła sukienkę w drodze na scenę po Złotego Globa. W takich sytuacjach nigdy nie traci głowy, sprawia wrażenie bezpośredniej i trochę pyskatej dziewczyny. Nie bez powodu wiele nastolatek się z nią utożsamia, bądź chciałoby brać z niej przykład.
Lawrence nigdy nie udaje, zawsze jest taka sama, czy to na wielkiej gali obok ikon kina, czy podczas rozrywkowego programu Jaya Leno. Z wielką swobodą mówi o swoich wadach i pokazuje jak łatwo jest pokochać swoje „ja”. Wielką frajdę sprawia jej śmianie się z samej siebie. Tak jak podczas jednego z wywiadów dla Rolling Stone, kiedy bez ogródek przyznała: „Czytałam kiedyś w Cosmopolitan artykuł zawierający porady przy okazji rozmowy o pracę, co zrobić by dana osoba cię nie znienawidziła przez 20 minut. I okazało się, że ja robię dokładnie wszystko to, czego nie powinnam”.
Tym, którzy nie wiedzą warto uświadomić, że Jennifer Lawrence jako aktorka istniała i miała się dobrze jeszcze przed Igrzyskami Śmierci. W 2008 roku zagrała u boku Charlize Theron i Kim Basinger w melodramacie „Granice miłości”, wyreżyserowanym przez Guillermo Arriagę, scenarzystę m.in. „21 gramów” i „Babel”. Dwa lata później otrzymała główną rolę w niezwykle skromnym, surowym, niezależnym dramacie „Do szpiku kości” Debry Granik, który osiągnął niewyobrażalny, jak na skalę tej produkcji sukces. Zaczęło się od głównej nagrody festiwalu Sundance, skończyło na szeregu nominacji do Oscara (w tym dla Lawrence jako „Najlepszej aktorki”). Wiadomo jednak, że nic tak nie napędza kariery, jak nowy hit kultury masowej. Seria Suzanne Collins bije od kilku lat rekordy popularności i jest typowane na godnego następcę przygód Harry’ego Pottera. Proza Collins, jest niekiedy uważana za młodzieżową wersję rzeczywistości wyciągniętej rodem z Orwella albo Władcy Much. Ten fenomen nie każdy musi rozumieć, ale trzeba pogodzić się z jego istnieniem. Chociaż przez wielu, film jest uważany za rozczarowanie, gdyż pomija wiele kluczowych momentów książki, wszyscy fani sagi są zgodni: to właśnie Lawrence uratowała produkcję. Sama zainteresowana komentowała te opinie z typowym dla siebie rozbrajającym dystansem: „Wszędzie widzę plakaty ze swoją podobizną. Martwię się więc, czy nie zacznę zaraz działać ludziom na nerwy.” No cóż… sądząc po jej wzrastającej popularności, wątpliwym jest, żeby ta swojska dziewczyna z Kentucky mogła komuś zaleźć za skórę.
Kasia Mierzejewska