Feministki nie lubią Beyonce
Kontrowersje wokół królowej pop nie ustają. Sprowokowała ona rozwinięcie debaty na temat współczesnego feminizmu i cech, jakie uznajemy za typowe dla nowoczesnej, niezależnej kobiety. Dla wielu idealnym wzorem jest właśnie Beyonce. Tymczasem gdy znalazła się na okładce najważniejszego pisma feministycznego „Ms. Magazine”, w środowisku zawrzało. No właśnie, jak to właściwie jest z tym feminizmem Beyonce?
Z okładki magazynu spogląda na nas uśmiechnięta mulatka w skromnej sukience, która niewiele ma wspólnego z kusymi strojami estradowymi, w jakich lubuje się artystka. Nie mogło to pozostać bez echa. Najgłośniej protestowała bell hooks, najgłośniejsza teoretyczka trzeciej fali feminizmu (swoje nazwisko każe pisać małą literą). Nazwała piosenkarkę terrorystką, która kradnie dla siebie feminizm, a w rzeczywistości jest tylko erotyczną zabawką dla mężczyzn, próbującą zwrócić na siebie uwagę ciałem. Według bell hooks postaw Beyonce jest niezwykle szkodliwa dla młodych dziewcząt, które dopiero kształtują świadomość siebie i swojego ciała. Uważa, że przez wzorce, jakie prezentuje świat show biznesu, dziewczynki zaczynają powielać zachowanie artystek i są przekonane, że tylko kusym strojem i graniem na najbardziej oczywistych popędach, coś osiągną. Dlatego też utożsamianie Beyonce z aktywistką walczącą o godność kobiet wydaje jej się wielkim nieporozumieniem. Z resztą nie tylko jej.
Głos w tej sprawie zabrała też szanowana artystka, Annie Lennox, która dobitnie stwierdziła, że „potrząsanie pupą to nie feminizm”. Wokalistka uważa, że Knowles to kolejna gwiazda pop, która sprawia, że nastolatki naśladują jej „erotyczny styl bycia”. Wokalistka Eurythmics skrytykowała gwiazdę za porównywanie się do feministek, które odmieniły losy kobiet.
–Feministki walczyły o prawo kobiet do głosowania i wspierają ofiary przemocy – powiedziała. – Podczas, gdy Beyonce występuje przed bardzo młodą widownią, czasem to są 7-letnie dziewczynki i uczy je, że muszą być wyzywające jeśli chcą być silne. To nie feminizm, to nie promowanie silnej kobiecości, ale seksualne zachowania, które przede wszystkim podobają się facetom.
Dlaczego więc Beyonce tak mocno podkreśla na każdym kroku swoje feministyczne nastawienie i chęć sprawienia, aby jej słuchaczki stały się silne i wyzwolone? „Bo po prostu tak uważa” – odpowiedziałaby inna czołowa działaczka, Chimamanda Ngozi Adichie. Broni ona Beyonce przed atakami przeciwników jej scenicznego image’u.
– Jeśli ktoś o sobie mówi per feminista, to znaczy, że nim, do cholery, jest! Feminizm to nie jest elitarny klub, do którego trzeba zostać zaproszonym. – twierdzi Ngozi i dodaje – Poruszanie feministycznych tematów i zachęcanie do dyskusji, nieważne w jakiej formie, jest plusem. – Broni przy okazji erotycznego wizerunku Beyoncé.
– Chcę, żeby i dziewczyny, i chłopcy zaczęli postrzegać seksualność jako coś, co się posiada, a nie jako coś, co dziewczyna oddaje chłopakowi –
Tak Ngozi interpretuje zachowanie artystki. Jej zdaniem Beyonce chce pokazać, że nie powinniśmy wstydzić się naszej seksualności, a kobiety powinny być jej bardziej świadome. Tu jednak trafiamy na minę, którą jest skrajnie różne postrzeganie zachowania Beyonce i podobnych jej ikon popu. To, co jedni nazywają wyzwoleniem i idealną definicją feminizmu, inni interpretują w kategoriach uprzedmiotowienia kobiety.
Głosy mówiące, że przecież na tym powinien polegać feminizm, na tym, że kobieta sama decyduje o tym jak się zachowuje z kim i jak często śpi i niekoniecznie swoją, są przeciwstawiane ironicznym komentarzom, z których wynika, że jeśli siła kobiety definiowana przez machanie tyłkiem, to faktycznie nasza płeć nigdy daleko nie zajdzie i nie będzie poważnie traktowana.
Katarzyna Mierzejewska