Maria Peszek w Och-Teatrze
Po kilku miesiącach spędzonych na podróżowaniu, Maria Peszek postanowiła wrócić do rodzimego kraju i rozpocząć nową trasę koncertową. Pierwsze występy już za nami – dwa premierowe koncerty odbyły się 18 października w Och-Teatrze. Mimo przestrzeni, która wydaje się być nietypowa dla zespołów rockowych, Peszek pokazała co potrafi.
Zaczęło się spokojnie – ludzie powoli rozsiadali się na swoich miejscach, z różnych kątów słychać było szepty typu „z tymi krzesłami to jakoś nie bardzo” albo „i tak wszyscy wstaną jak się zacznie”. Po kilku chwilach, w których można było popodziwiać dekorację (głównie ogromne, dmuchane, srebrne plusy wiszące w powietrzu dookoła sceny), w zupełnych ciemnościach zespół, wraz z Marią, ruszył na scenę. I tu po raz pierwszy zawiodła publiczność – zespół przywitała cisza – zero braw. Zaczęli spokojnie, od „Ciem”. Reakcja publiki była taka, jak przez prawie cały koncert – części nawet nie chciało się klaskać, inni wstydzili się choćby bujać się w siedzeniach. Ale odczepmy się od publiki – mimo braku zaangażowania ludzi, Peszek dała z siebie naprawdę wiele. Jej zachowanie sceniczne było dużo spokojniejsze, niż na koncertach z poprzedniej trasy – może to przez aurę teatru, może przez zmęczenie po pierwszym koncercie. Nie zrezygnowała jednak z rozrzucania konfetti przy gwałtownym tańcu w trakcie „Pibloktoq” czy z szaleństwa przy „Wyścigówce”. Mieliśmy też okazję podziwiać improwizowany kawałek, odśpiewany w trakcie wymuszonej przez awarię sprzętu przerwy. Przez problemy techniczne mogliśmy też usłyszeć aż trzy podejścia do utworu „Ludzie psy”, co jakimś cudem nie zepsuło atmosfery tej piosenki, za to widocznie rozluźniło widownię. Nie był to jedyny kawałek z najnowszego krążka „Jezus Maria Peszek” – wokalistka uraczyła nas też ciepłym „Zejściem awaryjnym”, energetycznym „Nie ogarniam”, budzącym gwałtowne emocje „Sorry Polsko”, balansującą między krzykiem a harmonią „Wyścigówką”. Z najnowszego dorobku pojawiły się też „Szara flaga”, „Amy” i „Pan nie jest moim pasterzem”. Na pierwszym koncercie nowej trasy Peszek nie zapomniała też o swoim starszym repertuarze, z którego mieliśmy przyjemność usłyszeć takie klasyki, jak „Maria Awaria”, „Ciało” (dynamiczne i szalone) czy pożegnalną „Piosenkę dla Edka”, wyraźnie inspirowaną muzycznie Beastie Boysami. Z coverów pojawiły się „Personal Jesus” Depeche Mode (już bez oprawy znanej ze wcześniejszej trasy) i „Love song” zespołu The Cure. Jeśli chodzi o energię publiczności, koncert uratowało wyjście zespołu na bis. Widzowie wyluzowali się, wstali, zaczęli śpiwać, tańczyć, klaskać i piszczeć, co zostało docenione przez artystkę, choćby przez wyznanie miłości do jej rodzimego miasta – Warszawy.
Nie da się ukryć, że teatr to niestandardowe miejsce do koncertów rockowych. Ma jednak swoje plusy – siedząc, dało się stuprocentowo skupić na koncercie. Akustyka Och-Teatru pięknie podkreślała dźwięki, a układ widowni pozwalał na dokładne obejrzenie całego show, przy czym nikt nie zasłaniał, nikt nie potrącał, nikt nie psuł widoku uniesionym w górę telefonem. Wyszło bardzo kulturalnie i spokojnie – dla koneserów muzyki to idealne miejsce na koncert. A Maria? Srebrna korona, którą nosiła na scenie, naprawdę uczyniła ją królową. Dojrzałą i seksowną „śmieciową królową”.
Małgorzata Szpak