Nowe Horyzonty w Muranowie

kino tekst life4styleKiedy przychodzi lipiec każdy kinoman marzy o tym, żeby znaleźć się we Wrocławiu. Odbywa się tam wtedy festiwal T-Mobile Nowe Horyzonty. Ma opinię wydarzenia, które skupia w sobie filmy trudne i te, w których ujęcia nie wiedzą kiedy powinny się skończyć. Nic dziwnego, że podczas 10-dniowego maratonu z takim kinem, ludzie wchodzą na intelektualne wyżyny, aby zrozumieć jak najwięcej symboli. Organizatorzy postanowili wyjść naprzeciw tym, którym do Wrocławia nie po drodze. Tak oto festiwal zaczął przyjeżdżać ze swoimi najciekawszymi produkcjami do widzów. 10 stycznia zawita do warszawskiego kina Muranów.

Podczas warszawskiej projekcji będzie można obejrzeć 7 filmów. Jest w nich wszystko: począwszy od scen w szpitalu psychiatrycznym przez narkotykową dżunglę, a skończywszy na zombie. Przyjrzyjmy się bliżej trójce z tej siódemki prezentowanych produkcji.

Camille Claudel 1915

To popis aktorskich umiejętności Juliette Binoche. Wciela się ona w rolę uzdolnionej francuskiej rzeźbiarki, Camille Claudel. Chociaż jej nowatorskie prace zachwycały krytyków, ona sama nie wiodła szczęśliwego życia. Pochodziła z ubogiej rodziny, która nie dawała jej żadnego wsparcia, przeżyła utratę dziecka i zapadła w głęboką depresję. Ten film jest całkiem odmiennym podejściem do tematu obracającego się wokół artystycznego świata. Mało tam tak dobrze znanej bohemy francuskiej. Cała uwaga filmu skupiona jest na historii załamanej psychicznie artystki, dla której tłem są surowe mury szpitala psychiatrycznego. Wydaje się to najmniej filmowy etap życia, a jednak…

Nieznajomy nad jeziorem

Francuzi znani ze swojej słabości do erotyzmu i podejmowania tematów miłości, musieli w końcu pokusić się o nakręcenie gejowskiego love story. Udało im się to zdecydowanie lepiej niż Wasilewskiemu przy „Płynących Wieżowcach”. Miejscem akcji jest plaża dla gejów, gdzie poznają się brzuchaty outsider, wąsacz podobny do Freddy’ego Mercury’ego oraz ten trzeci, który musi pomiędzy nimi wybierać. Film dużo zyskuje na wyborze jednej, niezmiennej scenerii oraz na płynnym przechodzeniu od nastroju romansu przez porno do groteski.

Goltzius and the Pelican Company

Ta historia szokuje swoimi bardzo luźnymi związkami przyczynowo-skutkowymi. Pewien malarz postawił sobie za punkt honoru, aby przekonać pewnego bogatego margrabię do sfinansowania jego autorskiego pomysłu: ilustrowanej nacechowanej erotyzmem wersji Starego Testamentu. Oprócz czasu akcji i kostiumów, film nie ma nic wspólnego z gatunkiem historycznym. Roi się tam od nagości, świńskich żartów, nieszablonowych i wulgarnych bohaterów, którzy wygłaszają dość dziwne poglądy. To trochę taka wariacja w stylu Markiza de Sade, a więc nie mająca nic wspólnego z pruderią, a już na pewno z wspominanym Starym Testamentem. 

Katarzyna Mierzejewska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ