Męska walka o równouprawnienie

maskulizmmmWczoraj widziałam scenkę w sklepie. Główną rolę w sieciówkowym teatrzyku grała piękna Pani. Partnerem w sztuce był Pan piękny. Kobieta wystosowała w twarz mężczyzny najpierw sukienkę, a zaraz po tym soczyste: „zamknij ryj”. Reakcją widowni był śmiech i komplet epitetów: „pantofel”, „ciota nie facet” oraz ogólne zaciekawienie, czym delikwent musiał zasłużyć sobie na to, co nastąpiło.

Zaraz po tym, jak twarz pięknego Pana poczerwieniała, zrobiło mi się go żal. Wracając do domu odtwarzałam tę scenę wciąż i wciąż, aż do momentu, kiedy w wyobraźni odwróciłam ją na drugą stronę. W tym widowisku to Pan rzucał w twarz Pani sukienkę i słowa, a ona stała zażenowana. Zastanawiam się, jaka wtedy byłaby reakcja publiki?

O równouprawnieniu kobiet dużo się rozmawia – i dobrze! Natomiast wciąż mało się słyszy o maskulizmie, czyli ruchu będącym dopełnieniem wyżej wymienionej ideologii. Część postulatów powstała w odpowiedzi do zwiększania się roli feminizmu, co doprowadziło do dyskryminacji mężczyzn. W żadnym wypadku nie należy sądzić, że maskulizm jest antyfeministyczny. Wręcz przeciwnie – ideologie mają ze sobą wiele wspólnego. Antonimem do maskulizmu jest mizoandia.

W Polsce powstała organizacja zrzeszająca maskulistów. O to ,co było momentem przełomowym, dzięki któremu rozpoczęła swoją działalność i jej cele zapytałam Piotra Stohnija – Wiceprezesa Fundacji Masculinum:

„Jeśli chodzi o „zapalnik” – nie było jednego momentu, punktu przełomowego. W gruncie rzeczy fundamentem były powracające pytania o stan świadomości współczesnych mężczyzn oraz role, które im się wyznacza niejako nie pozostawiając wyboru. Dlatego powstała Fundacja Masculinum – by stać się głosem mężczyzn słyszalnym w debacie publicznej. Naszym celem jest redefinicja etosu mężczyzny i promowanie pozytywnych męskich wzorców, wartości oraz ról – w społeczeństwie, rodzinie i świadomości jednostek. Chcemy badać i przekształcać rzeczywistość, by problemy współczesnych mężczyzn nie pozostały zawieszone gdzieś pomiędzy Wenus i Marsem, ale były rozwiązywane na Ziemi. Kluczowym narzędziem jest tu dialog, zarówno w męskim gronie, jak i z organizacjami kobiecymi, mający na celu promowanie równowagi i równoprawności obu płci. Dlatego na przykład inicjujemy i wspieramy aktywności mające na celu pomoc mężczyznom w stawaniu się coraz lepszymi ojcami, jak i samotnym matkom w wychowywaniu pełnowartościowych mężczyzn. Jednocześnie chcemy budować męską sieć, w której nie tylko zadamy wspólne pytania, ale która przede wszystkim potrząśnie świadomością i pomoże znaleźć odpowiedzi… dedykowane mężczyznom.”

Przykładów na dyskryminację mężczyzn jest wiele. Jednym z większych problemów, z którymi spotyka się „płeć brzydka”(sic!) jest wyższy wiek uprawniający do przejścia na emeryturę, przy czym powszechnie wiadomo, że mężczyźni żyją średnio 5-10 lat krócej niż kobiety. Mówi się o seksistowskim kierunku rozwoju medycyny. Na badanie, leczenie i profilaktykę męskich dolegliwości przeznacza się 6 razy mniej środków, niż na schorzenia kobiece. Wśród wszystkich wypadków mających miejsce w pracy, 90% stanowią panowie, taki sam procent dotyczy ofiar przemocy. Ze względu na swój status społeczny, panowie dokonują samobójstw ponad cztery razy częściej niż panie. Mówi się, że życia mężczyzn nie traktuje się jako tak cennego, jak kobiet. W chwilach, kiedy podczas relacji wypadku w telewizji słyszymy: „zginęło 200 osób, a w tym 36 kobiet i dzieci” wydaje się to być prawdą.

W kulturze zachodu mężczyźni są kształtowani według modelu macho. Oczywiście żadna kobieta nie chce mieć pod swoim dachem pieniacza, ale chłopców od dzieciństwa przyzwyczaja się do „strzelanek”, bajek przesyconych agresją i powtarzaniem, że w żadnym wypadkiem nie może być mięczakiem. Małe dziewczynki, które pasjonują chłopięce zabawki z uśmiechem nazywa się „chłopczycami” i w żadnym wypadku ich zachowanie nie niepokoi. Ale z chłopcem bawiącym się lalkami z pewnością jest coś nie tak. Nic więc dziwnego, że przez model jaki wyklarowaliśmy w społeczeństwie, większość kampanii dotyczących przemocy domowej skierowana jest w stronę kobiet. O maltretowaniu mężczyzn praktycznie nie ma mowy i na pewno nie dlatego, że problem nie istnieje.

Głównym problemem, na który uskarżają się panowie jest niechęć, z jaką sąd przyznaje im prawo do opieki nad dziećmi. W chwili rozpadu małżeństwa uczucie między kobietą, a mężczyzną pewnie wygasa albo jest arbitralne do tego, które owładnęło nimi na początku relacji. Jednak emocje względem dziecka i miłość rodzicielska, w chwili rozwodu nie zmieniają się. Nic wiec dziwnego, że kończąc małżeństwo, rodzice nadal chcą wychowywać swoją pociechę. Aż 97% rozwodów kończy się z przyznaniem praw rodzicielskich matce. Oczywiście to ona zazwyczaj jest bardziej związana z dzieckiem, poświęca mu więcej czasu. Warto jednak zastanowić się z czego wynika ta dysproporcja w chwilach spędzanych z matką i ojcem.

Nad mężczyzną – stereotypową „głową rodziny” ciąży presja zapewnienia jak najlepszego bytu swojej rodzinie. Ojcowie często decydują się na spędzanie w pracy większości dnia, rezygnują z prawa do tacierzyńskiego z wyżej wymienionego powodu, a w chwili decyzji o separacji czy rozwodzie dziecko pozostaje pod opieką matki. Jak w tej sytuacji można mówić o nawiązaniu większej więzi z ojcem? W społeczeństwie panuje kult „Matki – Polki” – kobiety, która cały swój czas poświęca dziecku, otacza je bezgraniczną miłością, poświęca pracę, albo próbuje pogodzić życie rodzinne z zawodowym. O mężczyźnie myśli się natomiast jak o stale nieobecnym tacie, który do późna jest w pracy, a wieczory spędza w fotelu wgapiony w telewizor.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ