Maria Peszek w Stodole

maria life4styleJuż dawno warszawski klub Stodoła nie był tak przepełniony na występnie rodzimego artysty. Maria Peszek po raz kolejny nie zawiodła swoich fanów na jednym z ostatnich występów w ramach najnowszej trasy koncertowej piosenkarki.

Ze światła poczęte, moje miasto

Warszawa stawiła się tłumnie, Maria punktualnie. Przyznam, że od dłuższego czasu nie widziałam tak wypełnionej sali w Centralnym Klubie Studentów Politechniki Warszawskiej na koncercie polskiej gwiazdy. Nic dziwnego, płyta Jezus Maria Peszek przysporzyła artystce grono nowych fanów, a jej sceniczna energia przyciąga nie tylko miłośników jej niepokornego stylu.

Jak gejsza bez kimona, Yoko Ono bez Lennona

Maria Peszek na swoich koncertach z jednej strony pozwala wykrzyczeć się fanom grając Sorry Polsko, Nie ogarniam czy Ludzie Psy. Z drugiej, otula chłodnym brzmieniem Marznę bez ciebie, Szara flaga i Żwir. Nie trzeba walczyć z depresją na tajskim hamaku żeby poczuć niepokój płynący z tekstów i ukojenie w brzmieniach i jej głosie. Jako aktorka, Peszek ma bardzo dobrze opracowany wizerunek sceniczny. Jej występom nie brak teatralności, która mimo wszystko nie skrzypi fałszem. Miło zobaczyć moment, gdy jej zacięcie znika, a po burzy braw i okrzyków na twarzy piosenkarki pojawia się szczery uśmiech.

Your own Personal Jesus

Warszawski koncert w Stodole zaliczam do udanych. Publiczność wydała mi się delikatnie ospała, ale gdy zmusiła zespół do trzeciego wejścia na scenę zmieniłam zdanie. Mam tylko nadzieję, że kiedyś zrozumiemy artystkę, która wychodząc na scenę z czerwoną koroną cierniową na głowie i płonącymi dłońmi, chce przyciągnąć uwagę widowni. Tylko czemu dla publiczności jest to moment na wyciągnięcie kamery w smartphonie? Jak widać telefony są coraz mądrzejsze, a my wciąż głupi.

Hanna Gajewska, fot. Rafał Kudyba

ZOSTAW ODPOWIEDŹ