Jaki jest najlepszy współpasażer pociągu? Niemy albo bez telefonu

Zdarzyło się wam kiedyś zobaczyć, jak wasi rodzice uprawiali seks? No właśnie nie był to zbyt przyjemny widok. Czuję dokładnie to samo za każdym razem, gdy jestem świadkiem intymnych rozmów w pociągu

Jednym z ważniejszych akcesoriów w pociągu są słuchawki/ fot. pexels

Podróż zapowiadała się spokojnie. W piątek równo o godzinie 17:00 siedziałam już w kawiarni Starbucks w pobliżu mojego peronu. Tym razem nie ściągnęło mnie tam moje narkotyczne uzależnienie od kawy, ale telefon. Standard – kilka procent baterii i… brak gniazdka, gdzie mogłabym nakarmić mojego elektronicznego darmozjada. Znalazłam go na kilka minut przed planowanym odjazdem pociągu do Krakowa. Wbudowany w ścianę przy oknie siedział i dumnie milczał. Miał prawo, bo rzeczywiście trudno go było nie zauważyć. Zawsze uważałam, że moją ślepotę należy udokumentować. Wtedy przynajmniej mogłabym parkować na miejscach dla niepełnosprawnych. Co prawda nie mam prawa jazdy. No i w Polsce niewidomi nie bardzo mogą prowadzić samochód, ale moja mama, która wmawia mi ślepotę od urodzenia, byłaby wreszcie usatysfakcjonowana . No nic,  teraz pozostaje już tylko liczyć na to, że nie będzie się jakoś ociągał z odjazdem. Przecież, jak na cyfrowego nomada przystało, bilety mam na mailu, a power bank został na liście do kupienie i spokojnie czeka na swoją kolej.

Oczekiwanie na pociąg bywa najprzyjemniejszą częścią podróży / fot. pexels

Wyścig prosto pod pociąg

Trzy pociągi później patrzę na ludzi, gnieżdżących się jak mrówki na dole przy peronie czwartym. Przepychanki i uważne nasłuchiwania trwają w najlepsze. Mniej więcej po 15 minutach rozpoczyna się maraton do sektora pierwszego. Pasażerowie biegną przed siebie, nie zważając, czy ich współmaratończyk ostatecznie dotrze do celu. Nawet jeśli ktoś wyląduje pod torami, nie można przerwać wyścigu.

Usiadłam wygodnie w fotelu między pasażerem, czytającym angielski business i zziajanym starszym panem w eleganckim żakiecie w kratę. Biedaczek zdążył wsiąść na zachodniej tylko dzięki opóźnieniu. Naprzeciwko zajął już miejsce zaczytany student z biografią senatora i kobieta o wyglądzie bibliotekarki z książką „Call me by your name”. Nasz przedział zamknęła czerwonowłosa sześćdziesięciolatka, która zaraz po zasunięciu drzwi, wyciągnęła z torby „Politykę” i zanurzyła się w lekturze. Pomyślałam, że po raz pierwszy, trafił mi się naprawdę zgrany skład. Żadnych rozwrzeszczanych dzieci w pobliżu, naburmuszonych dam ani jednej osoby, szukającej we mnie wolnego słuchacza. Po prostu grupa ludzi, przemieszczających się z miejsca na miejsce i właśnie wtedy na korytarzu zjawił się on.

Tajemniczy rozmówca z pociągu / fot. pexels

Jak się kłócić to tylko  w pociągu

– Mnie naprawdę gówno obchodzi,  co on ci naopowiadał, rozumiesz? Wierz se kur… komu chcesz, tylko nie drzyj na mnie mordy – wrzask z korytarza był coraz głośniejszy. Uśmiechnęliśmy się do siebie i wróciliśmy do lektury. Tymczasem kłótnia trwała w najlepsze. Dzięki elektronice mogą odbywać się zdalnie. To nawet wygodniejszy sposób. Może przed końcem podróży zdążą się dogadać i oszczędzą sobie awantury na miejscu.

Po minucie bardzo intensywnego używania przepony, mężczyzna postanowił zrobić sobie chwilę przerwy i rzucił słuchawką. Pociąg zatrzymał się, a konduktor poinformował o dwudziestominutowym opóźnieniu. Bibliotekarka stwierdziła, że mamy szczęście, bo większość pociągów nadal stoi na Warszawie Centralnej z jakąś 100-minutową obsuwą. Odetchnęłam z ulgą. Po pięciu minutach stały bywalec korytarza wrócił na miejsce posterunku i odebrał telefon.

Czasem kłótnia może również odbywać się przez telefon. Szkoda tylko, że ktoś musi jej słuchać / fot. pexels

– I co mi jeszcze powiesz, hm? Nie wyj mi tutaj! Wymyślasz sobie, wciskasz mi jakieś kity. Nie zachowuj się jak baba! Tego było już za wiele. Ciekawe co by było, gdyby jego kobieta zaczęła zachowywać się jak chłop. Może dzięki temu pasażerowie naszego przedziału mogliby dokończyć książkę lub zasnąć.

„W Warszawie pijemy wódkę i koniec kropka”

W tym momencie staruszek w kraciastym żakiecie obudził się i do końca podróży nie mógł już zmrużyć oka. Student, siedzący naprzeciwko zrezygnował z biografii senatora i również postanowił skorzystać z prawa do wykonania telefonu w korytarzu. Miał wreszcie szansę, bo stały bywalec najwidoczniej pogodził się już z płcią swojej partnerki i zwolnił miejsce. Jego rozmowa wydała mi się bliższa ze względu na tematykę. Po dość nudnej wymianie zdań, dotyczącej przedłużenia legitymacji studenckiej, blondyn mógł wreszcie przejść do konkretów i umówić się ze znajomymi na wódkę. Mimo wyraźnych preferencji rozmówcy do koniaku student stwierdził, że w Warszawie pije się wódkę i koniec kropka.

Studenci w Warszawie nie piją koniaku tylko wódkę /fot. pexels

Stopery do uszu ważniejsze od kawy

Jeszcze w szkole podstawowej słyszałam, że podróże kształcą. Wtedy była to nic nieznacząca mantra, którą musiałam powtarzać, tak jak opinię mądrzejszych nieboszczyków, za każdym razem, gdy chciałam się podlizać nauczycielom. Co w wieku ośmiu lat mogłam wynieść z wycieczki do miejsca, oddalonego o 30 km od mojego domu? Jedyne, co zapamiętałam, to widok zarzyganej koleżanki z chorobą lokomocyjną i smak przepłaconego hamburgera. Jednak z biegiem lat, dzięki pasażerom pociągów PKP intercity, przekonałam się na własnej skórze, że naprawdę dużo się można nauczyć. Teraz wiem, że zatyczki do uszu lub słuchawki czasem mogą się okazać cenniejsze od kawy. Jeśli jedziesz teraz pociągiem i nie masz żadnego z wymienionych skarbów lub zwyczajnie rozładował ci się telefon, to nic straconego. Nawet najdłuższe opóźnienie pociągu może umilić dźwięk kłótni w korytarzu lub osobista rozmowa, która pieści uszy bardziej niż najlepsza muza na Spotify.

Klaudia Oleksińska

2 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ