Ratujmy kobiety

Awantura o prawa aborcyjne w Sejmie. #Ratujmykobiety czy #zatrzymajaborcję?

10 stycznia w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy liberalizującej obowiązujące przepisy antyaborcyjne. Projekt „Ratujmy Kobiety 2017” przywraca Polkom prawa, gwarantowane im przez Konstytucję: prawo do godności, podmiotowości oraz decydowania o swoim życiu i ciele. Na tym samym posiedzeniu Sejmu odbyło się również czytanie projektu wprowadzającego de facto całkowity zakaz aborcji.

Dokładnie 25 lat temu politycy pod rękę z kościelnymi hierarchami wprowadzili w Polsce tzw. kompromis aborcyjny, w znaczący sposób ograniczający prawo polskich kobiet do samostanowienia. Od tego czasu zmieniały się rządy i partyjne szyldy, a prawa i wolności kobiet były i są co i rusz ograniczane. Teraz, po 25 latach, nadszedł czas, żeby o losie Polek zdecydowały same zainteresowane. Czas, żeby Polska w sferze praw i godności kobiet, a więc szacunku dla swoich obywateli, znalazła się wreszcie w Europie – mówi Barbara Nowacka, pełnomocniczka Komitetu „Ratujmy Kobiety”.

Walczymy o przywrócenie podmiotowości polskim kobietom. Jest to kluczowa kwestia zwłaszcza w sytuacji, kiedy prawa kobiet są od dwóch lat systematycznie i systemowo ograniczane, a w Sejmie znajduje się projekt środowisk fundamentalistycznych. Projekt, który w praktyce oznacza wprowadzenie w Polsce całkowitego zakazu aborcji cieszy się poparciem nie tylko kościoła, ale również partii rządzącej oraz pana prezydenta – mówi Anna Karaszewska, wicepełnomocniczka Komitetu „Ratujmy Kobiety”.

Ratujmy Kobiety 2017

Najważniejsze założenia projektu „Ratujmy Kobiety 2017” to:

  • – gwarancja kompleksowej opieki medycznej dla kobiet w ciąży
  • – wprowadzenie rzetelnej edukacji seksualnej
  • – przywrócenie dostępu do nowoczesnych metod antykoncepcji (w tym awaryjnej)
  • – prawo do bezpiecznego usunięcia ciąży do 12. tygodnia
  • – regulacja kwestii związanych z klauzulą sumienia

Prawa reprodukcyjne – rozumiane jako prawo do ochrony zdrowia reprodukcyjnego i samostanowienia w sprawach prokreacji – należą do kanonu podstawowych praw człowieka. Na gruncie polskiego prawodawstwa chroni je Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej:

  • – nakazując poszanowanie godności (art. 30);
  • – gwarantując prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego oraz decydowania o swoim życiu osobistym (art. 47);
  • – zapewniając prawo do ochrony zdrowia (art. 68) oraz ochronę macierzyństwa i rodzicielstwa (art. 18).
„Zatrzymaj Aborcję”

Na tym samym posiedzeniu Sejmu odbyło się również pierwsze czytanie projektu „Zatrzymaj Aborcję”, który zakazuje aborcji ze względu na trwałe upośledzenie lub śmiertelną chorobę płodu. Jest to jeden z trzech wyjątków, które na gruncie obowiązującej ustawy z 1993 roku pozwalają na legalne usunięcie ciąży. Przygotowała go fundacja „Życie i rodzina”, a popierają m.in. Prawo i Sprawiedliwość oraz Episkopat Polski. Swój podpis zapowiedział też prezydent Andrzej Duda.

Polska obecnie jest na trzecim miejscu w Europie pod względem restrykcyjności prawa antyaborcyjnego. Kobiety w gorszej sytuacji są tylko na Malcie i w Irlandii, która nota bene niedługo zliberalizuje swoje przepisy. Po przyjęciu projektu “Zatrzymaj Aborcję” przestaniemy być cywilizowanym krajem pod względem traktowania kobiet, ochrony ich zdrowia i życia. Czy to faktycznie jest kierunek, w którym ma zmierzać Polska? – pyta Anna Karaszewska, wicepełnomocniczka Komitetu „Ratujmy Kobiety 2017”.

Wprowadzenie zakazu przerywania ciąży ze względu na trwałe upośledzenie lub śmiertelną chorobę płodu oznacza, że każda ciąża z uszkodzonym lub śmiertelnie chorym płodem będzie musiała być donoszona. W wielu przypadkach Polki będą musiały rodzić tylko po to, aby obserwować śmierć swojego dziecka tuż po urodzeniu.

Warto również podkreślić, że zakazowi aborcji nie towarzyszy żadna inicjatywa ustawodawcza wprowadzająca jakiekolwiek dodatkowe rozwiązania systemowe, które miałyby pomóc w opiece nad ciężko upośledzonymi lub nieuleczalnie chorymi dziećmi. Wręcz przeciwnie, autorzy inicjatywy „Zatrzymaj Aborcję” w uzasadnieniu zapewniają, że „projekt ustawy nie pociąga za sobą obciążenia budżetu państwa lub budżetów jednostek samorządu terytorialnego”.

Najgorsze jest to, że chociaż ci tzw. obrońcy życia bardzo chętnie wycierają sobie usta sloganami o wartości życia nienarodzonego. Ale w ogóle nie interesuje ich to, co stanie się z tym życiem już po urodzeniu. Polki mają rodzić dzieci, które albo umrą w koszmarnych męczarniach zaraz po urodzeniu, albo będą wymagały stałej i bardzo kosztownej opieki – mówi Agnieszka Grzybek z Komitetu „Ratujmy Kobiety 2017”.

PiS chowa się za Trybunałem

Z jednej strony poparcie dla projektu “Zatrzymaj Aborcję” zadeklarowali czołowi politycy PiS, swój podpis przyobiecał również prezydent Andrzej Duda. A z drugiej rządzący, w strachu przed oburzeniem i gniewem kobiet, postanowili zabezpieczyć sobie wyjście awaryjne i oddać sprawę aborcji w ręce Trybunału Konstytucyjnego. W całości zależnego od PiS.

PiS pod koniec października skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o rozstrzygnięcie konstytucyjności jednego z zapisów ustawy z 1993 roku o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Zdaniem polityków PiS niekonstytucyjny jest przepis zezwalający na dokonanie legalnego zabiegu przerwania ciąży ze względu na trwałe upośledzenie lub śmiertelną chorobę płodu.

To jest kolejny przykład obskurantyzmu prezesa Kaczyńskiego i całego PiS. Obecna ustawa antyaborcyjna, jakkolwiek zła, obowiązuje od 1993 roku. Kaczyński w parlamencie zasiada od 1989 roku. Miał 25 lata, żeby zająć się sprawą ewentualnej niekonstytucyjności tych zapisów – mówi Anna Karaszewska, wicepełnomocniczka Komitetu Ratujmy Kobiety 2017.

Podziemie aborcyjne zaciera ręce

Według oficjalnych rządowych statystyk, w 2016 roku w Polsce przeprowadzono 1088 zabiegów legalnego przerwania ciąży, z czego 1042 właśnie ze względu na nieodwracalne upośledzenie albo nieuleczalną chorobę płodu. Oznacza to, że w świetle czekających nas zmian aż 96 procent tych kobiet zrobiłoby to nielegalnie, a lekarze, którzy przeprowadzili ten zabieg, naraziliby się na zarzuty karne.

Powyższe dane odnoszą się jedynie do oficjalnych statystyk, przytaczanych w sprawozdaniach rządu z wykonania ustawy z 1993 roku. Polskie władze nie prowadzą bowiem żadnych statystyk dotyczących nielegalnych aborcji przeprowadzanych w „podziemiu aborcyjnym”, ani w ramach tzw. turystyki aborcyjnej.

Według szacunków różnych organizacji pozarządowych, realna liczba zabiegów przerywania ciąży w podziemiu aborcyjnym wynosi od 80 do 190 tysięcy rocznie. Jeżeli PiS zaostrzy prawo antyaborcyjne, te liczby tylko wzrosną. Pytanie tylko o ile. Przy czym mówimy, w przypadku projektu „Zatrzymaj Aborcję”, o delegalizacji 96 procent obecnie legalnych aborcji – mówi Anna Karaszewska.

Gwałcić i karać

Co więcej, zakaz aborcji ze względu na upośledzenie lub nieuleczalną chorobę płodu, to dopiero początek zmian w prawie aborcyjnym, które planuje PiS.

Jak wynika z ujawnionych w zeszłym roku dokumentów polskiego MSZ, rząd Beaty Szydło zamierzał dążyć do wykreślenia z międzynarodowych traktatów zapisów dotyczących aborcji (chodzi m.in. o prawo do usunięcia ciąży będącej następstwem gwałtu lub kazirodztwa). Nie wiemy, jak w tej sprawie postąpi rząd premiera Morawieckiego, ale jest duże ryzyko, że będzie kontynuował drogę poprzedniczki.

W liście do Komitetu Praw Człowieka ONZ Polska domaga się również usunięcia (nie podając przy tym żadnego uzasadnienia) zakazu stosowania sankcji karnych wobec kobiet poddających się aborcji.

Państwo zamierza zmusić kobietę do urodzenia, a wcześniej noszenia przez dziewięć miesięcy ciąży pochodzącej z gwałtu. Rozumiem, że PiS liczy też, że w międzyczasie ofiara weźmie z gwałcicielem ślub (koniecznie w kościele) i stworzy idealną polską rodzinę. A jak kobieta powie „nie”, to się jakiś paragraf znajdzie. PiS funduje nam państwo totalitarne, wyznaniowe – ocenia Agnieszka Grzybek.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ